I wespól, w zespól – by zadzy moc móc wzmóc!

I wespól, w zespól – by zadzy moc móc wzmóc!
Wszystko zaczelo sie od “powaznych” rozmów przed slubem, podczas których moja – wtedy jeszcze – narzeczona zapragnela uslyszec o moich wczesniejszych podbojach. Znalismy sie dosc niedlugo, aczkolwiek intensywnie, przy czym nie mam tu na mysli jedynie odkrywania wrazliwych obszarów naskórka, ale tez odkrywania przed soba nawzajem rozmaitych zakamarków umyslu i ducha. Dosc powiedziec, ze slub bralismy dokladnie w d**ga rocznice naszego pierwszego spotkania, które bylo autentyczna i wzorcowa realizacja chwytu rodem z taniego romansu – spotkali sie przypadkiem na dworcu, jadac w przeciwne strony; nic ich nigdy nie laczylo, ale sila milosci zatriumfowala i z tak nieprawdopodobnego zbiegu okolicznosci splótl sie piekny zwiazek.

Nalezy jednak podkreslic, ze kiedy sie poznawalismy, ja wracalem wlasnie z wakacji, bedacych okresem obfitujacym w wydarzenia cokolwiek osobliwe i nietuzinkowe, wsród których bez wahania nalezy wymienic burzliwa relacje z pewna nimfomanka, obdarzona wybujala fantazja i zdecydowanym charakterem. Z perspektywy czasu sadze, ze nie tyle dysproporcja miedzy naszymi wczesniejszymi doswiadczeniami seksualnymi (3:0), co wyuzdana atmosfera mojej nadmorskiej przygody i fakt, ze wydarzenia te mialy miejsce stosunkowo niedawno, musialy wywrzec ogromne wrazenie na moim Sloneczku.

Zatem podczas naszej rozmowy Sloneczko zwrócilo sie do mnie w te slowa:
– Jestes moim pierwszym mezczyzna i nie mam poza Toba zadnych doswiadczen. Nie potrafie sobie w tej chwili wyobrazic, zeby pociagal mnie inny mezczyzna – a jesli nawet, to zeby pociagal mnie bardziej niz Ty. Ale co sie stanie, jesli pewnego dnia bede chciala spróbowac z innym mezczyzna?
Zwrócmy uwage, ze przecietny osobnik plci meskiej w takiej sytuacji uznalby zapewne, iz “za takie rzeczy nalezaloby bic po mordzie, Filipie Filipowiczu” – a juz na pewno warto byloby rozwazyc, czy nie jest to moment, w którym ulotnosc narzeczenstwa mozna uznac za niepodwazalnie sluszna teze. Bo tez jesli panna jeszcze przed slubem rozwaza puszczenie sie za kwestie jedynie czasu, to jak mozna wierzyc w jej przysiegi wiernosci, które wkrótce zamierza skladac przed oltarzem w obecnosci osoby stanu duchownego, a przynajmniej noszacej powlóczysta odziez?

Te i podobne mysli przelatywaly mi przez glowe z wdziekiem pociagu pancernego “Feliks Dzierzynski”. To mówily emocje, te pierwotne i zakorzenione gleboko w genach. Rozsadek i zimna logika, zahartowane w wieloletnich bojach o tytul osoby ze scislym wyksztalceniem podpowiadal jednak, ze z d**giej strony – ja swoje wyszalalem przed slubem, wiec w celu zachowania symetrii nalezaloby dac niewiescie pewne pole do popisu. Czy jednak nie bylaby to zdrada?
– Jest jeden warunek, kochanie: nie wolno Ci tego zrobic bez mojej zgody i wiedzy. Jesli zrobisz to za moimi plecami, uznam to za zdrade. Wole, zebys byla ze mna szczera, niz zachowywala jedynie pozory wiernosci.
– Naprawde zgodzilbys sie na cos takiego?
W tym momencie poczulem cos dziwnego w podbrzuszu – jakies drgnienie, jakby nagle znikad pojawil sie tam nieznany wczesniej nerw; nowe i obezwladniajaco cieple uczucie, towarzyszace rzeczom, które nie sa zwyczajnie przyjemne, ale tez egzotyczne, czy wrecz perwersyjne.
– Zgodzilbym sie nawet chetniej, gdybym byl przy tym.
– Zgoda!

Po tych slowach temat legl w uspieniu – niczym waz grzechu, niespiesznie trawiacy nowa zdobycz. Mysl, dojrzala juz w sierpniu, powoli obrastala w checi, a te z kolei – zostaly zerwane jesienia, kiedy bedac juz po slubie ustalilismy, ze pomysl jest zbyt pikantny, zeby pozwolic mu zwietrzec. Checi powoli wzbieraly slodycza w syropie oczekiwania na wlasciwa okazje, a ta nadarzyla sie wkrótce, bo juz zima. Na Sylwestra zaprosil nas do siebie nasz przyjaciel, zwany popularnie Rickiem; akurat wyszedl z wojska, bedacego dla niego mrocznym okresem, nie mial dziewczyny i generalnie czul sie, jakby go przejechal autobus. Zjawilismy sie u niego 30 grudnia, poszlismy na spacer po miescie, wypilismy grzanca i wczesnym wieczorem wyladowalismy u niego w domu. Slodka wyciagnela sie na wersalce, prezentujac nózki w byc moze nieco zbyt smialej pozie, my tymczasem oddalismy sie intensywnej dyskusji na tematy ogólno-komputerowe, wykorzystujac obecnosc buzujacego nieopodal na biurku peceta. Glebia i waga poruszanych zagadnien nie przeszkodzily jednak Rickowi w obserwowaniu Slodkiej, która usmiechala sie kuszaco i kokietowala go zupelnie mimochodem.
– Sluchaj, powiedz cos swojej zonie, bo ja jestem wyposzczony po tym cholernym wojsku i za chwile nie wytrzymam – oznajmil w koncu Rick.
– I co wtedy, rzucisz sie na mnie? – usmiechnela sie moja pani. – To lepiej chodz tutaj i usiadz przy mnie, bedziesz mial blizej do tego rzucania.

Cale to kuszenie, siadanie i rzucanie sie skonczylo sie oczywiscie w wiadomy i jedynie sluszny sposób. Musze tu poprosic czytelników o wyrozumialosc, ale to bylo ponad dwanascie lat temu, wiec lepiej pamietam atmosfere niz szczególy techniczne. Pamietam tylko, ze piczka Slodkiej byla wrecz wypelniona niesamowicie gestym nektarem – utkwil mi w pamieci widok czlonka Ricka, który opuszczal ja, ciagnac za soba przezroczyste cumy jej soków. A potem oczywiscie usmiech i blyszczace oczy Slodkiej – zadowolonej kotki, która nasycila swoje zadze.

Oczywiscie kazdy, kto kiedykolwiek spróbowal podobnych zabaw i byl z nich zadowolony, bedzie wiedzial doskonale, ze tych zadz nie da sie nasycic:

It is the fire that lights itself
But it burns with a restless flame

Bir yanıt yazın

E-posta adresiniz yayınlanmayacak. Gerekli alanlar * ile işaretlenmişlerdir