197siedem (3)

197siedem (3)
OD AUTORKI:

To juz trzeci kolejny odcinek powiesci i zarazem spore fragmenty trzeciego rozdzialu ksiazki. Tak jak zapowiadalam poprzednio, póki co bedzie to ostatni fragment w ciagu chronologicznym zgodnym z ukladem powiesci, jaki publikuje w tej witrynie.
Tych, którzy trafili tu po raz pierwszy zachecam do wczesniejszej lektury pierwszego i d**giego odcinka, gdyz wszystkie trzy stanowia logiczna calosc.
Planuje opublikowac za kolejne pare tygodni, jakis przypadkowo wybrany fragment dalszego ciagu, a byc moze w dalszej perspektywie nastepne, jednak tutaj na pewno czytelnik nie przeczyta calosci.
Jednoczesnie zachecam do namierzenia mojej witryny BryzaOdMorza. Tam w niedalekiej przyszlosci powinna znalezc sie cala powiesc juz po korekcie i w profesjonalnym ukladzie graficznym.
Zycze przyjemnej lektury.

Monika Jastrzebska

III. Z PAMIETNIKA

(22 sierpnia 1976, niedziela, wieczorem)

A wiec jestem w Jeleniej Górze. I wszystko wskazuje na to, ze przez jakis czas tu pozostane. Przyjechalismy w piatek. Ciocia – a wlasciwie Jola, jak sama chce zeby do niej mówic – jest jak zwykle urocza. Ostatni raz widzialam ja cztery lata temu. Nic sie nie zmienila. Chociaz chyba jeszcze wyladniala, jesli to w ogóle mozliwe. Jak mnie przytulila, to az mnie ciarki przeszly. A jak pachniala… Kochana Jola. Teraz zdalam sobie sprawe, jak mi jej brakowalo. Tato i mama przegadali z nia cala noc. Pojechali wczoraj po poludniu i od tego czasu jestesmy tu we dwójke, a wlasciwie we trójke, bo jest oczywiscie Maxi. Wydaje sie to nieprawdopodobne, ale po tylu latach naprawde mnie poznala. Juz w piatek przeniosla sie do mojego pokoju. Teraz spi. Jola nazwala ja zdrajczynia. Oczywiscie zartowala, a Maxi nawet nie otworzyla oka.
Jeszcze po przyjezdzie nie bylam do konca pewna, czy chce tu zostac. Zadecydowaly dwie rzeczy, a wlasciwie osoby. Pierwsza to, jakzeby inaczej, Jola we wlasnej osobie, a o d**giej na razie niewiele wiem. Zobaczylam ja z auta, jak stalismy w piatek na sasiedniej ulicy. Byla przed domem z psem, slicznym owczarkiem alzackim. Chyba tam mieszka. Ona tez jest sliczna. Caly czas sie smiala i rozmawiala z tym psem. Potem razem gdzies poszli w góre ulicy. Bardzo mnie zaintrygowala. Pytalam Jole, czy zna tu kogos w poblizu (nie moglam przeciez wprost powiedziec, o kogo mi chodzi), ale odparla ze nie.

– No jak tam mloda, rozgoscilas sie juz? Jak pokój? – Jola stanela w progu ze szklaneczka w reku.
– W porzadku.
Patrzyla z ciekawoscia na Anie. Pociagnela lyka ze szklanki.
– Ladna pannica z ciebie wyrosla. Masz juz jakiegos kawalera?
– Jeszcze nie.
– Ale pewnie cale stada wielbicieli? No powiedz.
– Nic takiego nie zauwazylam.
– No tak, mlodosc. Pewnie wszyscy cie zanudzaja takimi gadkami. Przepraszam. – Nagle sie zreflektowala. – Ty chyba nie pijesz, co? Sorry, ze ja tak sama.
– Nie, nie pije.
– Ja w twoim wieku co prawda nie mialam jeszcze alkoholu w ustach, ale teraz to nadrabiam. Poza tym dzisiaj sa inne czasy, wiec jesli masz ochote, to sie nie krepuj. Nie powiem mamie, a wole zebys sie napila tu ze mna, niz zebys to robila gdzies z elementem po bramach.
– Nie dziekuje. I póki co nie poznalam jeszcze zadnego elementu. Nie bylo okazji.
Jola wciaz przygladala sie jej z uwaga.
– Polozylam ci na pólke troche swoich plyt. W przyszlym tygodniu przyjda paczki z domu, to zrobimy tu male przemeblowanie, a na razie musisz sobie dac rade z tym, co jest.
Przez chwile trwalo milczenie.
– Nie jestes zbyt rozmowna.
Ania usmiechnela sie niesmialo.
– Stesknilam sie za toba. – wydukala.
– Moja kochana. – Jola oderwala sie od drzwi i usiadla obok na lózku. Objela ja i pocalowala. – Ja za toba tez. Bardzo sie ciesze, ze bedziemy razem mieszkac. Samej nudno. Dobrze, ze to wlasnie ty.
– Ja tez sie ciesze.
– Zawsze bedzie tak bezosobowo?
– Jolu?
– Znacznie lepiej. Na dzisiaj twoja mama przygotowala obiad, a od jutra bedziemy musialy sie jakos dzielic obowiazkami. Ale o tym jeszcze pogadamy. Mam pare dni urlopu, wiec zanim zaczniesz szkole, to sobie wszystko ustalimy. Na pewno nie chcesz sie napic?
– Na pewno, dziekuje.
– Ja sobie jeszcze naleje.

(30 sierpnia 1976, poniedzialek, w nocy)

Pojutrze szkola. Troche mi sie kreci w glowie, ale jest fajnie. Skusilam sie na drinka (Jola jak zwykle popijala) i nawet mi smakowalo. Przegadalysmy pól dnia.
A wczesniej, jeszcze przed poludniem bylam na zakupach na straganie naprzeciwko domu, gdzie wtedy zobaczylam te dziewczyne z psem. Jola byla zdziwiona, ze taka jestem chetna, ale nie miala nic przeciwko. Tym razem jej nie widzialam. Za to na trawniku stal ten jej pies i wydzieral sie jak glupi. Na chwile przestawal, patrzyl sie w glab ulicy i znowu zaczynal szczekac. Po jakims czasie chyba go ktos zawolal, bo zniknal w bramie.

– Jak sie czujesz na dwa dni przed szkola?
– Przyzwyczajam sie pomalu.
– Powiem ci cos. Teraz mieszkamy tu razem. Chce bys wiedziala, ze jest to twój dom, tak samo jak mój. Wiec niezaleznie od sytuacji w kazdej chwili mozesz wszedzie wejsc, wszystko wziac, itede, itepe. Zadnych niepotrzebnych pytan. Jasne?
– Jasne.
– Chce zebys wiedziala, ze jestem juz niestety dorosla i zdarza mi sie przyprowadzic kogos do domu.
– Jakiegos kawalera?
– Niewykluczone – Jola powiedziala to z dziwna mina patrzac nie wiadomo czemu gdzies na sciane. – A wiec kontynuujac, jesli cos takiego ma miejsce, to równiez wchodzisz do mojego pokoju bez krepacji. Jestes u siebie. Tak?
– Tak.
– Tutaj nikt nie ma prawa powiedziec ci zlego slowa. No to tyle, rzeklam, Hawk. To bylo po indiansku. Mam nadzieje, ze ci nie przeszkadza?
– Tez bylam Winnetou.
– To mile. Chociaz ja czesciej bylam squaw.
– A moge sie dzisiaj z toba napic?
Jola zmrozila ja spojrzeniem.
– Mialo byc bez pytan, tak?
– Tak.
– Wiesz, gdzie jest butelka?
– Tak . Stoi w kuchni na blacie.
– Wyjatkowo masz racje, chociaz powinna byc w barku. Czemu jest na blacie? Sama nie wiem. Wiec wez te butelke z blatu, nalej sobie do szklanki i dodaj coli, chyba ze lubisz, jak cie kopie.
– Jeszcze nie wiem, co lubie.
– Wiec dolej sporo coli i wrzuc ze dwie kostki lodu. Na pierwszy raz bedzie w sam raz. I moze plasterek cytryny.
Ania wyszla do kuchni i niedlugo potem pojawila sie ze szklanka w reku.
– Patrzylas na plyty? – zapytala Jola. – Moga byc na poczatek?
– Sa OK. Emerson, Floydzi, Purple. Slucham tego wszystkiego. Ale o niektórych nie mam pojecia. Na przyklad Scorpions i Kansas?
– Ja, prawde mówiac, tez niewiele o nich wiem. Mam tylko ich albumy koncertowe1. Ale sa swietne. Musisz kiedys posluchac.
– Na pewno poslucham. – Ania wziela lyka ze szklaneczki i skrzywila sie – Czy ty na pewno pijesz to samo?
Jola powachala jej szklanke i potwierdzila skinieniem glowy.
– Obawiam sie, ze tak. Nie martw sie, przywykniesz. U mnie to lata praktyki. – Popatrzyla uwaznie na Anie i po chwili dodala: – Nie martw sie. Ja nie jestem taka kompletna alkoholiczka. Teraz mam wolne, wiec korzystam. Lubie sie napic. Jak jest praca, a wiec w tygodniu, to nie ma czasu na myslenie. A jak jest czas na myslenie, to lepiej sie napic i nie myslec o smutnych sprawach.
– A sa takie smutne sprawy? Mama mówi, ze swietnie ci idzie. Ze wrodzilas sie w dziadka i jestes swietna prawniczka. Czym ty mozesz sie martwic?
– Tak mówi twoja mama? To dobrze. Ale to ona jest szczesliwa. Ma kochajacego meza, sliczna i zdolna córke. Cóz wiecej potrzeba?
– Nie przepada za swoja praca.
– Widocznie nie mozna miec wszystkiego. Ona ma rodzine, ja mam prace. Ot takie jest zycie. Jak ci smakuje?
– Chyba rzeczywiscie nie jest takie zle.
– No widzisz, do ohydnego alkoholu mozna sie przyzwyczaic tak samo jak do ohydnego zycia. Z tym, ze alkohol pozwala zapomniec o zyciu, a odwrotnie nie. Ale ty jeszcze nie musisz o tym myslec.
– To po co ja wlasciwie pije?
– A wiesz, ze to dobre pytanie. Sa pewnie rózne teorie na ten temat. Sa takze rózne etapy. Ty jestes na samym poczatku, wiec popijasz troszeczke, zeby dostrzec uroki zycia. Wyostrzyc niektóre zmysly, a inne stepic. Beda cie cieszyc pewne male sprawy, na które na co dzien nie zwracasz uwagi, a mniej martwic te które nie wiadomo czemu na co dzien urastaja do rangi problemu.
– Jak ta dziewczyna od psa? – powiedziala nieswiadomie Ania.
– Jaka dziewczyna od psa?
– A niewazne. – zreflektowala sie zbyt pózno. – Chyba zaczynam czuc alkohol i cos mi sie majaczy.
– Ej, ty. – Jola spojrzala na nia uwaznie. – Ja jestem za stara wyga na takie numery. Nie zapominaj, ze jestem prawnikiem. Znam sie na róznych sztuczkach. Alkohol owszem, pewnie czujesz, ale jeszcze nie na tyle zeby plesc glupstwa. Dowiem sie, o jakiego psa chodzi?
– Niewazne.
– Jesli jakis pies urasta do rangi problemu, to nie jest to niewazne. – zastanowila sie. – Ja mam kota i on, a raczej ona, nigdy nie byla problemem. Mama nie wspomniala, ze macie psa. Tesknisz za nim?
Ania wybuchnela smiechem. Przez dluzsza chwile nie mogla sie opanowac. Opadla na poduszki i wtulila glowe w puch.
– Wszystko pokrecilas. – powiedziala po chwili.
– Ja pokrecilam? – zdziwila sie Jola – Co ja moglam pokrecic, jak ja nic nie wiem? Pól godziny opowiadasz mi o jakims psie, a potem mówisz, ze ja krece.
– Wiesz co, ze chyba masz racje. Zaczyna mnie cieszyc cos, co dotad troche mnie martwilo. Jesli tak ten alkohol dziala, to chce go jeszcze.

(31 sierpnia 1976, wtorek, wieczorem)

Dzisiaj pospalam. Jola zrobila obiad. Troche bolala mnie glowa. Jola powiedziala, ze nastepnym razem bedzie mnie lepiej pilnowala. Ale drinki byly dobre. Klade sie. Jutro rano poczatek szkoly.

(1 wrzesnia 1976, sroda, wieczorem)

Nie wiem od czego zaczac. Szlam do szkoly jak na sciecie niczego nie przeczuwajac. Zobaczylam ja zaraz na poczatku. Stala przed moja NOWA klasa. Bylam pewna, ze rozmawia tylko ze znajomymi, ze zaraz sobie pójdzie, ale nic takiego nie nastapilo. Rozlegl sie dzwonek i wkrótce pojawila sie jakas kobieta – jak sie potem okazalo wychowawczyni klasy – i wszyscy weszlismy do sali. Usiadlam na samym koncu…
Nazywa sie Monika. Piekne imie. Nie moglam sobie wymarzyc lepszego scenariusza. Spotykam ja pierwszego dnia, nic o niej nie wiem, a teraz jestesmy w jednej klasie. Jestem szczesliwa…

(11 wrzesnia 1976, sobota, rano)

Póltora tygodnia szkoly z glowy. Pamietam, jaka bylam szczesliwa pierwszego dnia. Teraz nie wiem, czy bylo sie z czego cieszyc. Monika w ogóle mnie nie zauwaza. Ja nie mam smialosci do niej zagadac…

(19 wrzesnia 1976, niedziela, wieczorem)

Leze juz w lózku. Ostatniej nocy dlugo gadalysmy z Jola. Ona jest taka serdeczna. Widzi, ze cos mi jest i tak bardzo chce pomóc, ale ja nie mam smialosci powiedziec jej, o co chodzi. Nie napilam sie, ale jak dalej tak bedzie to za tydzien na pewno to zrobie. Moze wtedy cos sie zmieni, chocby na chwile? Moze to, co uroslo do rangi problemu, przestanie mnie martwic?

(1 pazdziernika 1976, piatek, po poludniu)

W szkole bez zmian. Jestem smutna. Monika nadal mnie nie dostrzega. Jutro wolna sobota, wiec Jola sie pewnie dzisiaj napije. Ja tez.

(2 pazdziernika 1976, sobota, rano)

Jola ma goscia. To dziewczyna. Ma na imie Dorotka. Nic nie rozumiem. Siedzialy ze mna dosc dlugo w kuchni. One sie napily, ja sie wstydzilam pic przy tej Dorotce. Myslalam, ze ona zaraz pójdzie i rzeczywiscie poszla, ale nie do domu tylko do lazienki wykapac sie. Wrócila ubrana w króciutki szlafroczek Joli (kremowy). Ladnie wygladala. Potem w lazience zniknela Jola i pojawila sie równiez w szlafroczku (pomaranczowym). Az wreszcie, juz pózno, powiedzialy „dobranoc” i zniknely w pokoju Joli. Jola na pozegnanie przypomniala mi o umowie, ze w kazdej chwili moge do niej przyjsc. Puscila mi oko, a Dorotka slicznie sie usmiechnela. Teraz jeszcze spia, a ja ide zjesc sniadanie.

– Moge sie do ciebie przylaczyc? – w progu stala Dorotka. Byla rozczochrana i miala na sobie ten sam szlafroczek, co w nocy. Wciaz ladnie wygladala. Chyba nawet ladniej niz poprzednio.
– Jasne, prosze. – Ania uczynila zapraszajacy gest. – Napijesz sie herbaty? Wlasnie zagotowalam wode.
– Dziekuje. Dam sobie rade. – powstrzymala ja przed wstaniem. – Juz tutaj bylam wczesniej. – wyjasnila.
Usiadla. Pila herbate.
– Jola jeszcze spi, a ja jestem umówiona z mezem. Zaraz po mnie przyjedzie. Jedziemy do tesciów odebrac mala. –wyjasnila przepraszajacym tonem.
– Z mezem? – wyrwalo sie Ani.
– Dziwnie to brzmi? Pewnie dziwnie. – odpowiedziala sama sobie. – Przepraszam, ale Jola powiedziala, ze ty jestes tak jak ona. Ze mozna z toba rozmawiac o wszystkim.
– Alez tak, mozna, oczywiscie. – Ania próbowala ukryc zmieszanie. – Jestem jeszcze nieprzytomna. Malo spalam.
– Ja tez. – usmiechnela sie Dorotka. – Ale obowiazek to obowiazek. – Przyjrzala sie jej. – Jestes naprawde sliczna. Jola ma racje. Ona bardzo cie kocha, zreszta pewnie to wiesz. Pól nocy mówila tylko o tobie. Znam ja od lat i nigdy jeszcze o nikim tak nie opowiadala.
Przez chwile milczala.
– Pewnie sie dziwisz, ze ja tu z Jola, a potem do meza?
Ania nie odpowiedziala.
– Ja sie tez czasem zastanawiam. Jole znam od lat. Gdyby ona tylko chciala… Ale ja cos gryzie, nie wiem co. A z mezem cóz, jestem, mamy córeczke. Zyjemy razem. Nie jest zle. Na swój sposób go kocham, ale Jola to co innego. Byla moim wymarzonym i najlepszym prezentem slubnym. Jest cudowna. Zreszta wiesz to sama, nie musze ci tlumaczyc. Przepraszam, ale ide sie podszykowac i znikam. On niedlugo bedzie.

(2 pazdziernika 1976, sobota, poludnie)

Dorotka juz dawno poszla. Mysle o Joli. O co chodzi z tym prezentem slubnym? Jole cos gryzie? Co Dorotka miala na mysli?

Ania lezala na lózku.
– Czesc, co robisz? – uslyszala za soba.
– A czytam troche. Wstalas na dobre?
– No juz czas najwyzszy. Przepraszam cie, ale malo spalysmy – tlumaczyla sie Jola.
– Wiem, Dorotka mi powiedziala.
– Tak? – zdziwila sie. – To milo. A co jeszcze ci powiedziala?
– Ze jedzie z mezem po mala, ze ciebie cos gryzie i ze bylas jej wymarzonym prezentem slubnym.
– No tak. – Jola machnela ze zrezygnowaniem reka. – Cala Dorotka. Mieli ozorem cale zycie. To cud, ze tylko tyle ci powiedziala. Ide sie wykapac. Zaraz bede z powrotem. Wybierasz sie gdzies, czy posiedzimy potem?
– A gdzie ja sie moge wybierac?
Kwadrans pózniej siedzialy obok siebie na lózku.
– Wlasciwie chcialam ci powiedziec juz wczesniej, ale jakos glupio mi bylo. – zaczela niesmialo Jola. – Nie wiedzialam, jak zareagujesz.
– Jestes dorosla. Robisz, co chcesz.
– Ja tak.
– Daj spokój. – Ania odczytala jej ton. – Ja tez nie jestem dzieckiem.
– Wiem. Dlatego z toba rozmawiam.– zastanawiala sie przez chwile. – Zrobie sobie drinka. Jest co prawda wczesnie, ale potrzebuje na odwage.
– Zrób i dla mnie.
– Co ty? Tak od rana?
– Ja tez potrzebuje na odwage.
Jola wyszla. Ania podniosla sie i poszla za nia do kuchni.
– Ladnie wygladasz – zagadala.
– Daj spokój. Mloda, sliczna dziewczyna prawi komplementy starej babie.
– Nie badz kokietka. W te stara babe bedziesz sie bawila za iles tam lat, a przy mnie badz soba.
Jola spojrzala na nia z naglym zainteresowaniem.
– Od tej strony ciebie nie znalam.
– Ja siebie tez nie. – Ania wziela lyka z podanej jej szklanki. Nie skrzywila sie. – Ale jestem juz tutaj z toba od miesiaca. Ucze sie.
– Powiedz tylko, prosze, czego sie uczysz, bo ja zaczynam sie bac.
– Nie przypisuj sobie zbyt wiele. Nie ty odkrylas Ameryke.
– A jasniej?
– Najpierw ty. Ja sie w miedzyczasie upije. Wtedy bede gotowa.
– Boze, gotowa do czego? Kogo mi tu rodzona siostra podrzucila?
Ania wychylila szklaneczke do dna. Jola zrobila glupia mine.
– No cóz – zaczela po chwili – powiem to wprost, lubie dziewczyny. Umawiam sie z nimi, czasem ladujemy w lózku. Czasem tutaj, czasem gdzie indziej. Ot i cala prawda o twojej ciotce Joli. Tak w telegraficznym skrócie.
– A gdybym chciala wiedziec cos wiecej?
– Pracuje. Czasem musze odreagowac. W soboty imprezuje ze znajomymi, a ostatnio coraz czesciej milo spedzam czas w domu w towarzystwie takiej jednej siksy, mojej siostrzenicy, która przyjechala tu nie wiadomo skad.
– Siksy?
– Kompletnej siksy. Malolaty.
– Za póltora roku bede pelnoletnia.
– To bedzie za póltora roku.
– A co dalej z tymi imprezami i dziewczynami?
– Co dalej? Nie sypiam z byle kim. Jesli chodzi o Dorotke, to znam ja od lat. Jest wyjatkowa. To fajna dziewucha, mialysmy wspólnie sporo odlotowych imprez. Bardzo ja lubie.
– Ona ciebie chyba nawet cos wiecej. Tak mi sie przynajmniej zdaje.
Jola przemilczala te uwage.
– Jest jak jest. – powiedziala po chwili. – Jest mi z tym dobrze i nie chce nic zmieniac.
– Duzo masz tych dziewczyn?
– Wsród starych znajomych jest kilka. Czasem trafi sie ktos nowy. Jak w zyciu.
Wstala i wrzucila do szklanek lód. Dopelnila whisky i cola. Usiadla.
– A co z ta Ameryka? – Jola pokazala, ze pamieta i ze uwaznie slucha.
– Jest ktos.
– A wiec o to chodzi? – zastanowila sie. – A wlasciwie dlaczego Ameryka?
– Bo to dziewczyna.
Myslala, ze Jola spadnie z taboretu. Uratowala sie w ostatniej chwili. Siebie i szklanke. Te ostatnia wychylila duszkiem.
– No to opowiadaj.

(30 pazdziernika 1976, sobota w nocy)

Wczoraj Jola oznajmila, ze bedzie miala goscia. Powiedziala co prawda „bedziemy mieli”, ale wiadomo, w czyim lózku ten gosc wyladuje. Anetka. „Fajna mloda dupcia” jak ja okreslila Jola. Musze przyznac, ze ma niesamowity gust. Te dziewczyny sa rózne. Jedna blondynka, inna czarna, ta ma dlugie wlosy, ta krótkie. Wyzsza, nizsza, ale jaka by nie byla, jedno jest pewne: jest zawsze ladna, zeby nie powiedziec wiecej. I z kazda mozna o czyms porozmawiac. Jedna mnie nawet zaczela podrywac. Podobala mi sie (jak wszystkie inne zreszta). Potem Jola powiedziala, ze jakbym chciala, to ona nie ma nic przeciwko, ze na te swoja Monike, to bede czekala do „usranej smierci”, a panienka sie w miedzyczasie zestarzeje. Smialysmy sie z tego obydwie, ale ona chyba nie do konca szczerze. W koncu powiedzialam jej, ze jak mam sie z kims pokochac czekajac na Monike, to nie z jej dziewczynami, tylko z nia sama. Zrobila glupia mine.

(13 listopada 1976, sobota, wieczorem)

Dzisiaj Jola zapytala, czy mam jakies plany na Sylwestra. A jakie ja moge miec plany? Ucieszyla sie i powiedziala, ze w takim razie posiedzimy sobie razem w domu. Bylam pewna, ze wybierze jakies swoje towarzystwo. Zaskoczyla mnie. Ja tez sie ciesze. Teraz ja leze w lózku i slucham muzyki, a ona zabawia sie w Przesiece. Pewnie z jakas kolejna panienka. Szkoda, ze nie ja nia jestem.

(21 listopada 1976, niedziela, wieczorem)

Z Monika dalej bez zmian. Ale jest jeszcze gorzej, bo przestaje sobie dawac rade z Jola. To znaczy z ta jej podniecajaca obecnoscia, jej bezposrednioscia, jej dziewczynami. Wczoraj w nocy nawet podsluchiwalam pod jej drzwiami. Potem pól nocy wyobrazalam sobie, co ona tam z nimi robi. Tak bym chciala tam byc i to widziec. Moglabym dla niej te dziewczyny rozbierac, myc, wycierac i przyprowadzac jej do lózka. A potem patrzec, jak ona je caluje, piesci. Moze pozwolila by mi siebie dotknac. Moglabym ja calowac wszedzie. Niechby juz sobie miala te swoje dziewczyny. Ja bym tak po cichu, z boku, gdyby mi tylko pozwolila.

– Lubisz mnie chociaz troche?
– Czemu pytasz? Przeciez doskonale wiesz. Kocham cie. Nie ma na tym swiecie nikogo wazniejszego dla mnie niz ty.
– I mówisz mi o wszystkim?
– Czasem mam watpliwosci, czy dobrze robie. Ale tak, o wszystkim.
– To opowiedz mi o czyms.
– O czym?
– O tym jak sie z nimi kochasz. Z tymi swoimi dziewczynami. Powiedz, co z nimi robisz i co one robia z toba.
– Przeciez mówilam ci juz nie raz. Kochamy sie.
– Ale ja chce uslyszec szczególy. Najdrobniejsze. Kazdy detal.
– Po co ci to?
– Bo ja ciebie tez kocham. Nie pytaj juz wiecej o nic, blagam. Tylko mów.
Jola milczala. Pochylila sie nad lezaca na lózku Ania i spojrzala jej gleboko w oczy.
– Po prostu zapytaj. – powiedziala cicho. – Co chcesz wiedziec?
– Gdzie je calujesz?
– W usta, powieki, policzki, czolo. Caluje je w szyje, piersi, brzuch. Caluje ich rece, caluje je pod pachami.
– A nizej?
– Uwielbiam calowac nogi i uda od wewnetrznej strony.
– Lizesz je i calujesz?
– Tak.
– A calujesz je tam?
– Tak.
– W srodku tez?
– W srodku tez.
– Nie mów juz nic. – poprosila Ania i wtulila glowe w poduszke.
Jola zamilkla. Podniosla sie na moment, ale zaraz potem usiadla na brzegu lózka. Zastanawiala sie nad czyms. Po chwili jednak wstala i cicho wyszla. Dlugo siedziala w kuchni i myslala.

(18 grudnia 1976, sobota, w nocy)

Myslalam, ze to pomoze, ale jest jeszcze gorzej. Pozadam jej cala soba. Czemu inne ja moga miec, a ja nie?

Sluchaly muzyki i rozmawialy.
– Dawno nikogo u ciebie nie bylo? – ni to stwierdzila, ni zapytala Ania.
– Dawno – potwierdzila.
– Dlaczego?
– Dobrze mi jest, tak jak jest.
– Czy to przeze mnie?
Nie odpowiedziala.
– Powiedz, to przeze mnie juz ich nie przyprowadzasz, prawda?
– Kocham cie. Ty jestes najwazniejsza.
– Do dupy z takim kochaniem. To tylko slowa, nic wiecej. Jak mnie naprawde kochasz, to mi to pokaz. Pocaluj mnie. Ale nie tak jak sie caluje córke. Pocaluj mnie naprawde. Chociaz tyle.
– Ania, co ty?
– Pocaluj mnie, blagam. Tak jak je calujesz. Pokaz mi, ze cos dla ciebie znacze. Pocaluj. Tylko jeden jedyny raz.
Jola wstala.
– Za bardzo cie kocham. Nie moglabym tego zrobic. Nie chce cie skrzywdzic.
Wyszla. Ania zaniosla sie szlochem.

(23 grudnia 1976, czwartek, po poludniu)

Czasem wydaje mi sie, ze trace zmysly. Nie moge juz dluzej. Poszla gdzies na impreze. Jak wróci, pójde do niej. I tym razem nie dam sie zbyc. Niech mnie wygoni. Niech zrobi cokolwiek, ale nie moze tak dalej byc. Poczekam, az wyjdzie z lazienki, rozgrzana, pachnaca jak zawsze. Sliczna jak zawsze. I nie moja jak zawsze.

– Dlaczego ty mi to robisz? Dlaczego pozwalasz, zebym na to patrzyla i sie meczyla? Ja czuje ich zapach, kiedy tu przychodza, czuje twój zapach. Wiem, ze zaraz bedziecie sie dotykac, calowac, piescic i mysle, dlaczego nie ja? Powiedz mi, czy ja jestem gorsza, niz te wszystkie twoje dziewczyny? Jesli tak jest, to chce to wiedziec. Powiedz mi to wprost.
– Gorsza, co ty wygadujesz? Przeciez wiesz, ze to nieprawda. Jestes dla mnie najwazniejsza, juz ci to mówilam. One sie przy tobie nie licza.
– To dlaczego? Dlaczego one moga ciebie miec, a ja nie? Jesli mnie naprawde kochasz, to daj mi siebie. Nie pozwól, bym tak cierpiala.
– Kocham cie, jak nikogo innego. Ale nie zrobie tego. Do diabla, nie zrobie tego przeciez z wlasna siostrzenica.
– Dlaczego? Dlaczego nie?
– Przyjdzie czas, ze zrozumiesz dlaczego.
– Ja nie chce nic zrozumiec. Ja chce ciebie. Ja juz dluzej tak nie moge. Nie chce bez ciebie zyc.
Wybiegla z salonu. Jola uslyszala jeszcze jak zatrzasnela za soba drzwi do pokoju. Stapajac na palcach podeszla do nich i przylozyla ucho. Uslyszala dochodzace ze srodka lkanie. Wycofala sie równie dyskretnie. Podeszla do barku. Chwile mocowala sie z zamkiem, az jedna ze stojacych na tacy szklanek przewrócila sie i potoczyla po stole. Postawila ja i nalala whisky. Nie szla po wode i lód. Wypila jednych haustem. Nalala ponownie. Usiadla. W jej glowie klebily sie setki mysli. Nie potrafila sie na niczym skupic. Ponownie wypila. Powoli sie uspokajala. Czula jak alkohol przyjemnie szumi w glowie.
„Dam rade” – pomyslala. – „Musze jej wszystko wyjasnic”.
Nacisnela klamke. Podeszla do lózka, odgarnela koldre i usiadla obok lezacej, tak drogiej jej istoty. Lzy naplynely jej do oczu.
– Posluchaj Aniu … – zaczela.

(24 grudnia 1976, piatek, poludnie)

Dzisiaj Wigilia. A ja juz wczoraj dostalam swój Swiateczny Prezent. Jeszcze nie ma choinki, a Prezent jest juz mój. Nazywa sie Jola. Jola jest moja. Cala moja. Wreszcie ja mialam. I bede ja miala zawsze. Cala dla siebie. Tylko dla siebie. Jest tak slodka, jak sobie ja wymyslilam i wyobrazilam. Wiem, jak smakuje kazdy zakamarek jej ciala. Kocham ja.

(12 lutego 1977, sobota, po poludniu)

Przykazanie mówi: „Nie pozadaj zony blizniego swego”. A wiec jesli to nie jest zona, i jesli ta nie-zona nie jest tez blizniego, ani swego ani niczyjego innego, to chyba mozna ja pozadac?. Jola tylko sie smiala, jak ja o to zapytalam. Powiedziala, zebym sie z tym zwrócila do ksiedza, i przy okazji napomknela cos o tym, jak sie ma „lozenie” w „swoim lozu” z „cudzolozeniem”. I zebym podkreslila, ze chodzi mi o zdanie Boga w tej sprawie, a nie o opinie ksiedza.
Potem spytala, czy cos sie dzieje w mojej sprawie. Co jej mialam powiedziec, ze dalej nic? Zrobilo mi sie smutno…
Teraz czekam, az Jola wróci z jakiegos spotkania. Dzisiaj wieczór spedzimy razem. Przygotowalam kanapki.

– A Dorotke to ty od dawna znasz, prawda?
– Wystarczajaco, a co ty tak nagle z ta Dorotka? Masz na nia ochote? Jesli tak, to powiedz, zaprosze ja kiedys. Dorotka jest otwarta i wiem, ze ty sie jej podobasz, na pewno sie dogadacie.
– Co to znaczy: „na pewno sie dogadacie”? Bawisz sie w swatke? – Ania byla poirytowana. – Ty mi wystarczasz. Nie potrzebuje do szczescia Dorotki. Ale glupio mi, ze przeze mnie odstawilas ja kompletnie na bok. Zreszta inne dziewczyny tez.
– Nie martw sie o inne dziewczyny. One po prostu bywaja w moim zyciu. Ale fakt – pomyslala chwile – z Dorotka zawsze bylo inaczej. Musze chyba z nia pogadac.
– A po co gadac? Po co komplikowac zycie? Zapros ja do siebie, tak jak to robilas juz wiele razy i po wszystkim.
– No i co? Zamkne sie z nia w pokoju, a ty zostaniesz sama? Wymysl cos lepszego.
– No to zapros jeszcze jakas panienke oprócz Dorotki, to sie podzielimy.
– Mam nadzieje, ze nie mówisz tego powaznie – Jola spojrzala na Anie z niepokojem. – W przeciwnym wypadku bede sie musiala przyznac sama przed soba, ze jezeli o ciebie chodzi, to ponioslam kompletna porazke pedagogiczna.
– Pedagogiczna? – Ania nie kryla rozbawienia. – A od kiedy to pedagog sypia ze swoja wychowanka?
– No wlasnie. Cos jest nie tak. – zasepila sie Jola.
– Nie kombinuj, tylko zapros Dorotke. Przeciez na mój widok nie ucieknie. Mam nadzieje. – Ania dodala po chwili. – Posiedzimy godzinke razem, pogadamy. A ja przezyje jedna noc bez ciebie. Przez ostatnie miesiace w myslach nauczylam sie toba dzielic z twoimi dziewczynami. Czas na praktyke. Dorotka bedzie pierwsza, dla której zrezygnuje z nocy z toba. Mysle, ze od tego ciebie nie ubedzie.

(4 marca 1977, piatek, po poludniu)

Jutro wolna sobota. Przed nami dwa dni leniuchowania. Jola powinna byc w domu okolo piatej, a wieczorem przychodzi Dorotka. Dzisiaj pierwsza od dawna noc, która spedze sama.

– A jak twoja milosc, nadal niespelniona? – chciala wiedziec Dorotka.
– Moja milosc? – Ania byla kompletnie zaskoczona.
– Monika? Mam racje? Czy cos pokrecilam?
– Nie, nie pokrecilas. – Ania wymownie spojrzala na Jole. – Nadal nie spelniona.
– Nie martw sie, kazdy ma taka niespelniona milosc. Ty przynajmniej masz jeszcze nadzieje, ja juz nie. Doczekasz sie.
– A ty sie na mnie nie patrz. – Jola skierowala te slowa do Ani. Dorotka pytala, co u ciebie, wiec jej powiedzialam. A ty z kolei – to bylo w kierunku Dorotki – przestan sie roztkliwiac. Ktos by pomyslal, ze jestes taka romantyczna. Po pierwszym kieliszku placzesz, a po trzecim szalejesz. Cicha woda.
– Ja szaleje?
– Mam ci przypomniec Ewe?
– Ewe? Mój Boze, to bylo wieki temu. – bronila sie Dorotka.
– Niecaly rok, zeby byc precyzyjnym.

Siedzialy u Joli w pokoju i od ponad godziny plotkowaly o wszystkim. Dopiero teraz za sprawa Dorotki, dyskusja zeszla na tematy bardziej osobiste.
– Moge wiedziec o jakiej Ewie mówicie? – dopytywala sie Ania.
– Ty jej powiedz. – Dorotka sie podniosla. Powiedzialas, ze po trzecim sie rozkrecam, wiec potrzebuje jeszcze troche, zeby wpasc w trans. I ruszyla w strone barku.
– Lepiej zebys tu byla. – rzucila za nia Jola. – Potem powiesz, ze cos pokrecilam.
– Nic takiego nie powiem, ale nie pomijaj swojej roli. Bo wtedy nie tylko ja sie rozkrecilam. To od ciebie sie wszystko zaczelo.
– Dowiem sie wreszcie o co chodzi? – Ania zaczela tracic cierpliwosc.
– To byla naprawde niezla historia. – zaczela Jola. – Dorotka mieszka w Michalowicach. Tego ci jeszcze nie mówilam prawda? Maja tam z mezem dom, taki stary poniemiecki, po jego rodzicach, którzy juz nie zyja. Darek, maz Dorotki, mial wyjechac na tydzien na delegacje gdzies w Polske i Dorotka zaprosila mnie na noc. Zaplanowalysmy te impreze juz dwa miesiace naprzód, od kiedy bylo wiadomo, ze jego nie bedzie. W miedzyczasie napatoczyl sie Michal, kuzyn Darka. Mlodszy od Dorotki o dziesiec lat. Ona mówi, ze z nim nigdy nic nie miala, ale diabli ja wiedza, moze zreszta rzeczywiscie nie.
– Nie miala, nie miala. – Dorotka byla juz z powrotem z pelna szklanka.
– Grunt, ze ten Michal lubil Dorotke i czesto u niej przesiadywal. Moze jeszcze teraz tego nie widac, bo Dorotka sie ciagle przed toba kryguje – spojrzala wymownie na Dorotke. – Ale ona jest luzna i Michal mógl z nia o wszystkim pogadac, nie musial sie z niczym kryc i krepowac. I któregos dnia zapytal, czy móglby kiedys przyprowadzic do niej swoja dziewczyne, bo w domu to nie ma jak, a on chcialby cos z nia spróbowac. Tak bylo prawda?
– Dokladnie. – potwierdzila Dorotka.
– To bylo zanim jeszcze mysmy sie umówily na te wspólna impreze. Czas mijal, no i pech chcial, ze wlasnie na tydzien przed wyjazdem Darka Michal przychodzi do Dorotki i mówi, ze Ewa – ta jego dziewczyna – cos tam naopowiadala rodzicom i w koncu do niego przyjedzie. Tak wiec Michal mial po raz pierwszy przyprowadzic tam swoja dziewczyne i ona miala zostac na noc. Dorotka nie miala jak odmówic, przeciez mu to obiecala. Odstapila im nawet swój pokój. Mówi do mnie „Nie martw sie. Mamy i tak dla siebie kawal chalupy i damy sobie rade.” Michal przygotowywal sie do tego caly tydzien. Wymógl nawet na Dorotce, ze ona wyniesie sie z pokoju dzien wczesniej, zeby on mógl „wszystko przygotowac”. Kupil jakies drinki, wycyganil od Dorotki pachnidla. Cuda i dzikie weze jednym slowem. I plan byl taki, oczywiscie jego plan, ze po czesci „oficjalnej” zostana sami i beda sie kochali. Pewnie uzgodnil to wczesniej z Ewa. No i poszedl po te Ewe, zeby ja tam do Dorotki przyprowadzic.

Dorotka przysluchiwala sie dotad bez slowa, ale kiedy Jola zrobila krótka przerwe, ona zaczela przypominac sobie, jak to wówczas bylo.
– Jak Michal poszedl i zostalysmy z Jola same, to spróbowalysmy tego, co on przygotowal. Znaczy te drinki. Jednego, d**giego. Cholernie mocne to bylo i gdzies po trzecim nas wzielo. A ich jak nie ma, tak nie ma. My tu siedzimy, goraco jak diabli, bo on chcial, zeby jego ukochana spala nago bez poscieli i dlatego wczesniej napalil w piecach. No i jak powiedzialam, uderzyl nam do glowy ten alkohol. Zaczelysmy sie calowac. A potem któras z nas wpadla na pomysl, zeby spróbowac podebrac mu dziewczyne. Tak naprawde to mial byc zart i nie bralysmy tego na serio, ale drinki zrobily swoje. A teraz ty mów, bo z Ewa, to ty zaczelas. – Dorotka oddala paleczke Joli.
– No i jak oni w koncu przyszli, to zaczelysmy swój plan wprowadzac w zycie. Najpierw dwa drinki. Michal zaczal niesmialo przebakiwac, ze moze cos zjemy, ale zagadalysmy go. I ja zapytalam te Ewe, czy calowala sie juz z dziewczyna. A ona na to, ze nie wiedziala, ze tak mozna. Ja widze, ze jej uszy plona i zaczyna wypytywac o szczególy, wiec leje nastepnego drinka, a Dorotka zaczyna opowiadac. Dziewczyna slucha z wypiekami na twarzy, duszkiem wychyla szklanke i chce jeszcze. Widzimy, ze chyba ma dosyc, jesli chodzi o alkohol, wiec Dorotka nalala jej soku. Ona pije ten sok i mówi, ze chcialaby zobaczyc, jak sie caluja dziewczyny. No to Dorotka „Nie ma sprawy, my ci pokazemy.”. No i zaczynamy jej pokazywac. Michal sie wsciekl, mówi, ze idzie do pokoju i ze bedzie tam na nia czekal. Na to Ewa, ze za dziesiec minut przyjdzie, tylko skonczy rozmawiac z „przyjaciólkami”. A przyjaciólki liza sie juz na calego. Michal jak powiedzial tak zrobil, a ta mala tez. On poszedl, a ona patrzy na nas z rozdziawiona geba i az sie slini. Wiesz, my nie bylysmy wcale tak bardzo pijane, ale alkohol plus temperatura plus ta cala sytuacja zrobily swoje i podjaralysmy sie obie jak diabli. Trzeba bylo wtedy zakonczyc sprawe i byloby OK, ale mnie cos podkusilo i pytam jej, czy chce spróbowac, jak to jest. Oczywiscie chciala. No to zaczelam sie z nia calowac. Fajna byla, slodka od tego soku. Nie moglam sie od niej oderwac. Nie umiala sie za bardzo calowac, ale im dluzej to trwalo, tym wiekszej nabierala wprawy. Glupio mi sie w pewnej chwili zrobilo, ze ja tak sama i mówie do Dorotki, która sie z boku wszystkiemu przygladala, „chodz tu i zobacz, jaka ona slodka”. A Dorotka byla juz tez na fali, bo z samego patrzenia wszystko jej sie trzeslo i teraz to ona pokazywala malej, jak to jest.
– Ja sie patrze na to ich calowanie, wszystko we mnie kipi, nie moge juz dluzej wytrzymac. Rozchylam szlafrok i zaczynam sie dobierac do cipki Dorotki. Jestem juz w srodku, czuje ze Dorotka za chwile eksploduje, ja sama jestem w siódmym niebie i nagle czuje, ze ktos mnie ciagnie za wlosy. Odrywam sie od cipki, podnosze glowe i widze te mala, jak wpatruje sie we mnie roziskrzonym wzrokiem. Pochylila sie do mnie i caluje mnie w usta, zlizuje ze mnie soki Dorotki – swoja droga jak szybko sie nauczyla korzystac z uroków calowania – i mówi, ze teraz ona chce lizac Dorotke i rzeczywiscie, kleka na dywanie przy skraju lózka, wklada glowe miedzy nogi Dorotki i zaczyna ja piescic. Ja spogladam na Dorotke, a ona niemal odlatuje, wiec mysle, ze mala jest dobra i nalezy sie jej nagroda. Wstaje, siadam na dywanie, zadzieram jej spódnice do góry i sciagam majtki. Potem ta spódnica jakos tak przeszkadzala, wiec delikatnie próbuje sie jej pozbyc.
Jola przerwala.
– Co sie nic nie odzywasz? – rzucila w strone usmiechnietej Dorotki. – Lubisz takie orgie, co?
– Ladnie opowiadasz. Rozmarzylam sie. Mów dalej.

Jola nie dala sie dlugo prosic.
– I wtedy stalo sie cos, czego nigdy nie zapomne. Ta mala uniosla glowe i zapytala Dorotke, ile czasu jeszcze potrzebuje, zeby jej bylo dobrze. Kiedy Dorotka na pól przytomna tak od niechcenia rzucila „dziesiec minut”, ta wstala, poprawila na sobie sukienke i bluzke, – majtek nie wlozyla – zlapala ze stolika moja pelna szklanke i wypila ja pelnym haustem. Potem upewnila sie, gdzie jest pokój Dorotki i mówi: „zaraz wracam”, po czym wyszla. My zaskoczone patrzymy po sobie. Dorotka bez majtek siedzi jak glupia na wyrku i mówi: „fajna Michal ma dziewczyne”. I w tym momencie wchodzi mala. Od drzwi zaczyna sie rozbierac. W pewnej chwili jest juz calkiem naga i mówi: „mamy pól godziny”, po czym kleka przed Dorotka i wraca do lizania jej cipki. Dorotka opada na poduszki i poddaje sie temu, a ja patrze na te mala, która jest kompletnie gola, kleczy na czworakach przed Dorotka i wypina tak zalotnie pupe. Jezu, niewiele myslac, kucam za nia rozchylam jej posladki i zaczynam ja piescic. Jest cieplutka, czysta i pachnaca. Wylizuje ja cala, od cipki az po sam koniec rowka i jeszcze raz i jeszcze raz. Wracam do cipki, wsuwam jezyk do srodka i czuje, ze jest juz calkiem mokra. Wkladam jej delikatnie palec, potem d**gi i zaczynam piescic w srodku, a mój jezyk wraca do malego oczka i teraz tam próbuje go wsunac. Ciasna miala pupke, ale w miare jak ja piescilam czulam, jak sie rozluznia i wreszcie wsunelam w nia caly jezyk.
– Och ty malpo. – odezwala sie Dorotka. To ty tam ja piescilas? Tego nie wiedzialam. Pamietam, jaka ona byla rozanielona. Mruczala jak twoja Maxi.
– Ale wy jestescie perwersyjne. – pierwszy raz od dluzszego czas Ania wtracila swoje piec groszy. – Wiedzialam, ze mam zdolna ciotke, ale to przechodzi ludzkie pojecie.
– To prawda. – melancholijnie przyznala Dorotka. – Dobra zabawa zaczyna sie od trzech osób.
– No i co dalej? – Ania byla ciekawa finalu.
– Ty koncz. – Dorotka miauknela w kierunku Joli. – Masz dar opowiadania. Ja sobie pomysle i powspominam.
– One obie doszly chyba jednoczesnie i padly jak niezywe. Po pieciu minutach mala sie podniosla, usmiechnela i powiedziala, ze idzie zobaczyc, co u Michala. Wrócila po dluzszej chwili i poinformowala nas, ze Michal spi i zapytala, gdzie jest lazienka i czy moze sie jeszcze napic. Wychylila szklanke, jakby to byla woda i poszla pod prysznic. My siedzimy, komentujemy to, co sie wlasnie wydarzylo i prawie o niej zapomnialysmy, to znaczy o tym, ze ona poszla do lazienki.
– I calujemy sie. Nie zapominaj, ze calowalysmy sie caly czas.
– Calowalysmy sie, to prawda. – przyznala Jola. – I w pewnym momencie mala wchodzi w samych majtkach, cala mokra, patrzy na nas i przepraszajac Dorotke, mówi do mnie, ze my mamy jeszcze rachunki do wyrównania. I zaczyna mnie calowac. Ja nie wiem, co sie dzieje, a ta rozpina mi bluzke, caluje mnie po piersiach i zaczyna sie dobierac do mojej cipki. Mala tej nocy byla niezmordowana. Kochala sie z nami na zmiane do samego rana.
– Jak to pieknie Jolu opowiedzialas. – rozmarzyla sie Dorotka. – Lubie prawników za ich oratorskie przemowy. Gdybys w sadzie mówila o takich rzeczach, bylabym tam stalym gosciem. Ja pamietam taki moment, kiedy jednoczesnie piescilysmy jej cipke i sie calowalysmy. Mialas cala buzie w jej sokach. Bylas taka slodka.
– Po tym wszystkim Michal nie odzywal sie do Dorotki przez dwa miesiace, mam racje?
– Tak bylo. – potwierdzila Dorotka. – Chyba nawet dluzej.
– A mala spotkalam któregos dnia na miescie. Powiedziala, ze nie jest juz co prawda z Michalem, ale ze chetnie sie z nami umówi, to znaczy ze mna i Dorotka. Rzucila jeszcze, ze nasze cipki byly slodkie i zanim zdazylam cos odpowiedziec, dala mi buzi na samym srodku rynku.
– Kochana Ewa. Nie wiedzialam, ze ja spotkalas. Jej cipka tez byla slodka … O Boze. – Dorotka przestraszyla sie sama siebie. – Masz racje. Po trzecim wchodze na orbite. A co ty o tym sadzisz Aniu? – zapytala. – To znaczy o tej naszej przygodzie?
– Jesli myslalyscie, ze pozostane obojetna, to bylyscie w bledzie. To chamstwo opowiadac komus takie historie.
– To znaczy, ze ci sie spodobalo?
– Jestescie po prostu niemoralne. Ide do siebie, a wy sie mozecie tutaj gzic we dwie.
– A ty co, zwariowalas? – zaoponowala Jola. – Przeciez dopiero zaczelysmy. Nigdzie nie idziesz. Nie ma mowy. Zmiescimy sie tu we trójke.
– A nie mówilam, ze dobra zabawa zaczyna sie od trzech osób? – triumfowala Dorotka.

(5 marca 1977, wolna sobota, po poludniu)

Zamiast samotnej nocy, pierwszy w moim zyciu trójkat. Brzmi to trywialnie, ale bylo milo. Jola, Dorotka i ja.

– O czym myslisz?
– O trójkacie.
– O trójkacie? – Jola wydala sie zaskoczona. – A … o tym trójkacie?
– O moim pierwszym w zyciu lózkowym trójkacie. – Ania dwa ostatnie slowa wymówila z wyraznym namaszczeniem.
– Jesli o mnie chodzi, to co prawda nie byl pierwszy trójkat, ale z poprzednimi mial jeden wspólny element.
– Z poprzednimi? A wiec bylo ich wiecej?
– Byly dokladnie trzy.
– A ten wspólny element? – chciala wiedziec Ania.
– Jestes bystra. Domysl sie. – Jola nie zamierzala ulatwiac jej zadania.
– Dorotka. – bardziej stwierdzila niz zapytala Ania.
– Dorotka. – potwierdzila Jola. – Dorotka lubi takie geometryczne konfiguracje.
– Wiem. Podkreslala to. A ty?
– Mnie sie one, póki co, przytrafiaja zawsze w obecnosci Dorotki. Ona jest jakims katalizatorem. Poza tym dzisiaj bylo wyjatkowo, bo bylas ty. – Jola przyciagnela ja do siebie i pocalowala w usta. – Swoja droga nie wiedzialam, ze jestes taka swobodna. Podoba mi sie to.
– Ja tez nie wiedzialam. – przyznala Ania. – I tez mi sie to podoba. Nawet nie wiesz jak bardzo, ale to twoja zasluga.
– Moja?
– A twoja. To ty we mnie rozbudzilas te wszystkie zadze.
– Zadze do Dorotki?
– A zebys wiedziala. Od tego wieczora, kiedy ona pierwszy raz tutaj sie pojawila i przyszla z lazienki ubrana w ten twój kremowy krótki szlafroczek. Od tego momentu tyle razy wyobrazalam sobie jak sie kochacie i tyle razy chcialam sie kochac z wami. Pragnelam ciebie, ale jednoczesnie myslalam o Dorotce w kremowym szlafroczku.
– No tak. – Jola pokiwala ze zrozumieniem glowa. – Teraz wiem, dlaczego chcialas, zeby Dorotka nalozyla go dzisiaj w nocy. Widzialam tez, jakim spojrzeniem omiotlas ja, jak wrócila spod prysznica.
– To nieprawda. – usilowala nieszczerze zaprzeczyc Ania.
– Alez ty jestes zaklamana. – zamknela jej usta pocalunkiem. Wpatrywala sie w jej oczy. – Taka mloda, a taka zepsuta.
– Niedlugo bede pelnoletnia. – bronila sie Ania.

(8 marca 1977, wtorek, wieczorem)

Dzisiaj Dzien Kobiet. W szkole byla „impreza”. Taka klasowa, kameralna. Pisze w cudzyslowie, bo to bylo naprawde cos dziwnego. Siedzielismy w swojej klasie (po poludniu) i gadalismy. Byla nasza wychowawczyni, a Robert gral na gitarze i spiewal, chociaz powinnam powiedziec smecil tak, ze mozna sie bylo porzygac. Spostrzeglam, ze chlopaki co jakis czas wychodzili i zaraz potem wracali, coraz bardziej weseli. Potem sie dowiedzialam, ze zorganizowali jakas wódke w damskiej ubikacji. Chyba w pewnym momencie sie skonczyla, bo stali przed klasa i dyskutowali. W koncu wytypowali Stasia, który poszedl do monopolowego, zeby kupic jeszcze dwie butelki. Nie wiem, co tam sie dalej dzialo, bo wrócilam do klasy, gdzie w najlepsze trwal „koncert”.
No i w pewnym momencie wchodzi Stasiu i zza pazuchy wypada mu butelka wódki i toczy sie po podlodze. Ten baran Robert przestal grac, wszyscy sie patrza na te butelke, Smólska zrobila sie czerwona, a Stasiu jak gdyby nigdy nic podnosi flaszke i mówi „przepraszam pani profesor” i glupio sie usmiecha. Ona pyta co to jest, a on na to, ze to herbata. Ona na to: „bezbarwna”? A on ze pewnie od tego uderzenia stracila kolor.
Koniec konców skonfiskowala im te flaszke, ale tam zostalo tylko troche wódki. Reszte pewnie zdazyli wypic, bo pomimo staran ona nic wiecej nie znalazla.
Po calej imprezie odprowadzalismy sie i po drodze nas ubywalo. Najpierw pojechala Szklarska i Piechowice i odeszlo Zabobrze. Potem Krzysiek, którego rzucalo od kraweznika do kraweznika i zalowal, ze nie ma cukierków mietowych, zeby ojciec nie poznal, ze pil, zniknal w bramie swojego domu. Romek odprowadzil mnie prawie pod brame, ale sam sie tez ledwo trzymal na nogach. Jednym slowem chlopaki dali rade. Niech sie swieci Dzien Kobiet.
A Moniki nie bylo.

(1 kwietnia 1977, piatek, wieczorem)

Jutro wolna sobota. Jak ja lubie te dwa dni bez szkoly, bez beznadziejnego wodzenia wzrokiem za Monika.

– Dorotka dzisiaj zadzwonila.
– Co u niej? – chciala wiedziec Ania.
– Kazala ci przekazac, ze teskni za toba.
– Trzeba bylo jej powiedziec, ze ja za nia tez.
– Tak tez zrobilam. I powiedzialam, ze tesknisz za jej cipka.
– I co ona na to?
– Chyba nie byla sama, bo dyplomatycznie odpowiedziala, ze musimy sie spotkac.
– Nie bedziesz miala dzisiaj zadnego goscia?
– Ani dzisiaj, ani jutro.
– I nie wybierasz sie nigdzie?
– Dzisiaj sie nie wybieram.
– A czemu taka asceza?
– Kto mówi o ascezie? Mamy siebie.
– Zaraz, zaraz. – Ania nagle zdala sobie z czegos sprawe. – Powiedzialas, ze dzisiaj sie nie wybierasz. A jutro?
– Jutro to ciebie gdzies zabiore.
– A gdzie, jesli mozna wiedziec?
– Pojedziemy do Podgórzyna, „Nad Stawki”.
– A co to za okazja?
– A, taka mala prywatna impreza prawniczo-towarzyska, nic oficjalnego.
– Same dziewczyny?
– Niestety nie. Ale nie martw sie. Moze sie cos trafi.
– Zwariowalas. – Ania przestraszyla sie nie na zarty. – Bede sie wstydzila.
– A czego ty masz sie wstydzic?
– Bede pewnie najmlodsza. O czym ja bede z wami rozmawiala.
– Ja bede z toba. Nie zostawie cie bez opieki. To po pierwsze. A po d**gie, to my tam nie gadamy o sprawach zawodowych. Zreszta kazdy przychodzi z jakas osoba lub osobami towarzyszacymi. Ty jestes moja osoba towarzyszaca i ja ide tam, zeby z toba spedzic czas, a nie zeby podrywac dziewczyny. Bedziemy sie dobrze bawic. Mozesz mi wierzyc.
– Co ja na siebie wloze?
– Ano wlasnie, zdejmij z siebie to wszystko, co masz na sobie i daj mi sie zastanowic, co bedzie najbardziej odpowiednie na te okazje.
– Mam zdjac wszystko?
– Absolutnie.

(11 maja 1977, sroda, po poludniu)

Dzisiaj stalo sie cos, na co tak bezwiednie i beznadziejnie juz chyba czekalam od dawna – Monika mnie dostrzegla. Pisze o tym, jak o fakcie dokonanym, ale tak do konca nie jestem wcale pewna, czy tak naprawde sie stalo. Zauwazylam podczas lekcji w-fu, ze mi sie przyglada. Nie moglam poswiecac temu wiekszej uwagi, bo musialam sie skupiac na grze (gralysmy w siatkówke), ale moglabym przysiac, ze sie na mnie patrzy. I to nie na gre, nie na boisko, ale wlasnie na mnie. Nawet chyba udalo mi sie ze dwa razy przechwycic jej wzrok, ale zaraz potem sie cos dzialo, i juz niczego nie bylam pewna. Zaraz po lekcji gdzies zniknela i juz jej dzisiaj nie widzialam. Tak bym chciala, zeby to byla prawda, zeby ziscilo sie to, na co tak bardzo czekalam i mialam nadzieje, ze kiedys sie stanie. Czyzby moje pragnienia mialy sie spelnic?

(11 maja 1977, sroda, wieczorem)

Musze cos z tym wszystkim zrobic. Musze sie dowiedziec, czy to znowu tylko moja wyobraznia, czy tym razem cos wiecej. Jeszcze nie wiem jak to zrobie. Jola mnie podtrzymuje na duchu. Powiedziala, ze trzyma za mnie kciuki. Jest taka kochana.

(12 maja 1977, czwartek po szkole)

A wiec zrobilam to! Zrobilam to, do czego Jola od dawna mnie namawiala. Zrobilam pierwszy ruch. Czekalam na Nia przed klasa. Serce walilo mi jak mlot. Balam sie, ze nie bedzie sama, ale byla! W gardle mi zaschlo i nie moglam wydusic z siebie slowa, ale jakos sie udalo… Za godzine pójdziemy razem na spacer do parku.

(12 maja 1977, czwartek wieczorem)

Jutro po raz pierwszy pójdziemy razem do szkoly! Czemu nie zaproponowalam tego wczesniej? Boze, jaka ja bylam glupia. Ona chyba mnie troche lubi? Czulam jak drzy, kiedy trzymalam ja ze reke. Chcialam ja pocalowac w policzek, ale sie balam, ze splosze to cos. Czy „to cos” jest, czy tylko mi sie zdaje? Moze powinnam byla to zrobic?

(13 maja 1977, piatek, po szkole)

Monika zostanie u nas na noc! Nie moge sie juz doczekac jutra. Nie myslalam nawet, ze tak to sie wszystko ulozy. Jutro sobota, wczoraj nasz spacer, a dzisiaj moja smiala propozycja i jej: TAK. To poszlo tak szybko, ze nie moge ochlonac. Zamiast sie szykowac, ja leze tu i bujam w oblokach. Juz mysle o tym, jak to bedzie. Czy stanie sie to, o czym marze? Tak tego pragne. A moze Ona zupelnie nic nie mysli? Moze tylko tak po prostu z grzecznosci nie odmówila? Ale wczoraj na pewno cos czulam, kiedy trzymalam Ja za reke. Boze, az cala drze.

(15 maja 1977, niedziela po poludniu)

Doczekalam sie. Monika, Monika, Monika … Jestem szczesliwa. Jola juz wie. Wyszla gdzies na godzine. Jak wróci, opowiem jej o Monice. Opowiem jej, jak bylo. Chce, zeby ja polubila.

(18 maja 1977, sroda wieczorem)

Jestem bezwstydna. Mam wreszcie to, na co czekalam tyle miesiecy, mam Monike. A na co dzien sypiam z Jola. Czy mozna kochac naraz dwie osoby?

Bir yanıt yazın

E-posta adresiniz yayınlanmayacak. Gerekli alanlar * ile işaretlenmişlerdir