“Rok 2064” – CZ.I. ROZ.III. – cz1 “

“Rok 2064″ – CZ.I. ROZ.III. – cz1 ”
[b ]”ROK 264″ – CZESC PIERWSZA: „ZONA NUMER TRZY” ,ROZDZIAL III – “ALBIN RURA DO ZAPCHANIA” Czesc 1 [/b ]

„Kurwa, jak ja nie znosze listopada” myslalem, omijajac chodnikowe kaluze na Alei Legionów, kierujac sie w strone Placu Kosciuszki, gdzie znajduje sie mój przystanek autobusowy. Dzis samotnie wracalem póznym popoludniem do domu, spieszac sie na autobus. Pora zimnych wiatrów, szaro-bure ulice, a ludzie wkurwieni, odziani w cieple lachy, pozbawione kolorów. Latem na ulicach nawet takiego zadupia jak Lomza, mozna sie przechadzac z przyjemnoscia. Czasem jest na kim oko zawiesic. Teraz z tego miejsca wylazi jego prowincjonalnosc. Drzewa, krzaki dawno ogolocone z lisci, ciagle pada, zimno i ciemno. O tej porze roku widac dopiero, jak to miasto jest brzydkie. Przypadkowa, powojenna zabudowa, miesza sie z pretensjonalnym balaganem ostatnich lat. „Gród nad Narwia” – miasto wojewódzkie, czyli koszmarna Polska rzeczywistosc miast sredniej wielkosci, zniszczonych przez wojenna zawieruche, odbudowanych bez skladu i ladu przez komunistów. To miejsce nie ma zadnego uroku, lekkosci. Nie dosyc, ze teraz pizdzi i podmuchuje, czyli pogoda seksualna, to masz wrazenie, ze oblepia cie jakas lepka i brudna magma.

Dzis walczac z chlodem i deszczem, nie mam ochoty na codzienny obchód po centrum miasta. Spiesze sie do domu, by wygrzac sie w goracej kapieli i odprezyc po kolejnym, nudnym szkolnym dniu. Pod szkola zostawilem swoje przyjaciólki Anke, Katarzyne i Justyne, które tez dojezdzaja z pobliskich wsi i miasteczek. Codziennie po lekcjach lazimy Dluga, Krótka, Farna, Dworna zagladajac do sklepów i zajadamy sie ulicznym zarciem. Czasem wybierzemy sie do kina Milenium, na jakis film ale i tak nasz rytual konczymy w autobusach komunikacji miejskiej. Dzis nie mialem ochoty na nasza popoludniowa wlóczege i klnac pod nosem na „okolicznosci przyrody” gnalem na najblizszy czerwoniak. Juz w autobusie przyklejony do szyby, beznamietnie patrzac na dobrze mi znane widoki, rozmyslalem o rutynie i nudzie, w której bylem zatopiony. Przyszlosc tez nie zapowiadala sie lepiej, a o przeszlosci i terazniejszosci szkoda gadac.

Minal ponad rok od moich „upojnych” spotkan z Edwardem, który dzieki zrzadzeniu losu przeniósl sie do lepszego swiata, tak bynajmniej twierdzi ksiega i ksiadz proboszcz. Cóz, jego „sportowy tryb zycia” oslabil sciany naczyn krwionosnych i w marcu tego roku doznal rozleglego wylewu. Jako, ze Edward niespecjalnie sie socjalizowal, dopiero po trzech dniach zostal odnaleziony przez listonosza na kuchennej podlodze. Jego odejscie nie wywolalo u mnie zadnych glebszych refleksji, czy lawiny wspomnien. Podczas uroczystosci zalobnej nudzilem sie i myslalem o pierdolach. Czy jestem sukinsynem? Czy powinienem uronic lze? Byl to przeciez mój pierwszy facet! Teraz Edward, a wlasciwie jego hektary, poszerza moje rodzinne wlosci, bo po nowym roku ojciec odkupuje gospodarstwo Gawronskiego od spadkobierców. Nie jest to dobra wiadomosc dla mnie. Matka zapowiedziala uszczuplenie moich wydatków. Kurwa, trzeba oszczedzac przez te inwestycje. Ja rozumiem, ze to przyszlosc moich braci, szczególnie Piotra ale co ja z tego bede mial? Marze, by porzucic te badziewna kraine nudy i nie wracac tu nigdy.

Wpadlem zziebniety i przemoczony do domu, marzac o cieplej herbacie. Gdy zdejmowalem mokra kurte i zmienialem obuwie, uslyszalem z kuchni glos matki:

– Albin to ty?
– Tak, mamus.
– Co dzis tak wczesnie?
– Zimno i pada, nie chcialo mi sie lazic nigdzie po szkole.
– To choc dzieciaku zjesz obiad.
– Mamus zrób mi tylko herbatki z cytryna – powiedzialem, wchodzac do kuchni, siadajac przy stole.
– Alus, krupniczek mam i pyzy z miesem.
– Mama, jadlem w szkole i po szkole – oczywiscie bylo to klamstwo. Bo zelki i cukierki trudno nazwac jedzeniem. Ja zreszta nigdy nie mialem jakiegos parcia na zarcie, nie to co Piotr i Andrzej. Oni zawsze jedli za trzech.
– Synek, to moze sama zupke? – zachecala matka.
– Dziekuje, nie jestem glodny. Zjem dwie pyzy na kolacje, bo widze, ze napracowalas sie. Teraz prosze tylko o herbate.
– Oj, synek, synek, ty sie jakies choroby nabawisz – westchnela mama i zabrala sie za robienie herbaty. Gotowy napój postawila na stole. Ja zas powoli zaczalem go saczyc.
– To jak w szkole? – zapytala rodzicielka.
– Jak? Nijak, jak codziennie – odpowiedzialem.

Matka odwrócila sie do garnków, cos w nich mieszajac. Z radioodbiornika dochodzily dzwieki „Remedium”, w wykonaniu Maryli Rodowicz, matka nucila razem z nia. Ja konczylem herbate, juz mialem wychodzic ale przypomnialem sobie o Andrzejkach.

– Mamus, zadzwon do cioci Krysi i zapytaj sie, czy w przyszly piatek moge u nich nocowac?
– Co bedziesz robil w Lomzy do nocy?
– Mamy Andrzejki w szkole, bedzie jakis program artystyczny. No wiesz, wrózby a potem szkolna dyskoteka.
– Ale to chyba w srode za dwa tygodnie sa Andrzejki?
– No tak dlatego impreze robia wczesniej w piatek, bo sroda to srodek tygodnia.
– Dobrze zadzwonie do Krysi wieczorem, jak nie maja jakis planów to sie zgodza. Watpie, czy dziewczyny zjada z Warszawy na weekend – powiedziala mama. Ciocia Krysia, to siostra mamy, która mieszka w Lomzy na Poludniu, czyli takiej noclegowni, najwiekszym lomzynskim osiedlu. Jej dwie córki blizniaczki studiuja w Warszawie.
– Dzieki matus. Ide do lazienki bo cos mnie w kosciach lamie, wezme ciepla kapiel i sie poloze.
– Oj, synus bo ty taka chudzinka i jak tylko jest troche zimno, to od razu chorujesz. Moze jednak zjesz teraz?
– Nie mamo, naprawde zjem cos potem – odpowiadalem, myslac juz o mlotku.

Wyszedlem z kuchni do przedpokoju, a z szafki z narzedziami wzialem swój ulubiony mlotek z dlugim i grubym trzonkiem. Z pokoju zabralem swoje dresy, które kupilem sobie na szesnaste urodziny, czarne oryginalne Pumy, bokserki i koszulke. Potrzebowalem relaksu, odrobiny przyjemnosci. Pora roku, pogoda, brak seksu i oszczednosci w domu rodzinnym, to wszystko mnie frustruje. Edward rozbudzil moje królicze libido. Teraz nawet trzy razy dziennie musze sie zaspakajac, robiac to przed szkola, w szkole i po szkole. Najprzyjemniej jest wieczorami w lazience, gdy zazywam ablucji. Odkrylem uroki zabaw z wlasna szparka. Najpierw byly paluszki, potem warzywka, a teraz uzywam trzonka od mlotka. Kiedy ide sie kapac, zabieram to narzedzie ze soba.

[i ]Chyba w lipcu lezac w wannie i bawiac sie soba, szczypalem moje drobne sutki, d**ga reka dotykalem krocza. I przypomnialem sobie dowcip o pedalach.

Na zjezdzie absolwentów tylko dwóch gosci przyznalo sie, ze nie maja rodziny. Chlopcy troche wypili i dogadali sie, ze sa „inni”, wiec spedzili razem noc. d**giego dnia jeden z nich mówi do d**giego:

– Tylko nie mów, ze bylo ci niedobrze ze mna.
– Nic takiego nie mówie.
– Jeszcze nikt tak nie wyl podczas ruchania jak ty. Co cie pchnalem, tos rzucal glowe do tylu i krzyczal: UUUUUUUUUUU, HRRRRRRR !!!!!!
– Wiesz, to trzeba bylo mi dac czas, bym zdjal koszule, bo tak razem z chujem wpychales mi do dupy tyl koszuli, a nawet nie odpialem guzika pod szyja!

Tak bawiac sie w wannie i przypominajac sobie ten glupi dowcip, pomyslalem, a co to bedzie, jak sobie tam wloze paluszki? Mam chude i dlugie palce, w ogóle mam delikatne dlonie. „A raz kozie smierc” pomyslalem i palcem wskazujacym zaczalem wodzic po otworku. Zrobilo sie milo. Wyczuwalem delikatne bruzdy, rozchodzace sie promieniscie. Delikatnie naciskalem naciskalem ta strukture, a moja palka juz wierzgala glówka. „O w morde” pomyslalem – „ale jazda”. Ciepla woda i moje dlonie, jedna ciagle skubala sutki, a palce d**giej eksperymentowaly z moja dziurka. Zrobilo mi sie goraco, przygryzalem wargi. Pragnalem wiekszego dostepu do czarodziejskiej szpary, wiec zarzucilem stopy na ranty wanny, teraz bylem rozwarty. Mimo oporu udalo mi sie wtargnac palcem wskazujacym do srodka siebie. Oczy malo mi nie wypadly na policzki. To bylo odlotowe! Mój kutas zwariowal, a dupa mocno zacisnela sie na paluszku. Bylo to bardzo przyjemne uczucie. Kurwa, gdy nim mocno natarlem glebiej, moje cialo wpadlo w konwulsje. „Tego jeszcze nie grali” – przemknela mi mysl. Z kazdym ruchem wydobywalem z siebie mysie piski, oddech sie splycal, a ja wiercilem dupskiem, jakbym mial owsiki. Tym razem to byl wiekszy owsik, mój cieply palec. Dobijalem nim do klykci, wiercilem w srodku. d**ga reka dorwalem sie do sztywnego siurka i wpadlem w amok. Palec drylowal mnie wewnatrz, zacisnieta na kutasie dlon szarpala go bolesnie w góre i w dól.

Pod przymknietymi powiekami, przewijaly sie obrazy super fiutów, które chetnie bym goscil w swojej watlej dupinie. Byly czarne, brazowe, biale, a wszystkie duze, olbrzymie i jeszcze wieksze, soczyste i grube. W tym wszystkim zapomnialem o bozym swiecie, nie myslalem o matce, która wlasnie w kuchni walczyla z garami, sluchajac radia i przygotowujac strawe dla rodziny. Woda z chlupotem zalewala podloge lazienki. To ekstatyczne przezycie skonczylo sie wielokrotna salwa spermy i urwanym jekiem. W glowie mi huczalo od upojenia, wysuwalem palec nie mogac zaznac spokoju. Cialo drzalo, odczuwalem zmeczenie jak po dlugim biegu, musialem wyrównac oddech. „Kurwa, co to bylo” pytalem sam siebie. Gdy wyszedlem z wanny i próbowalem posprzatac burdel, który tu zrobilem, moje cialo ciagle bylo jak z waty. W tylku zas czegos mi brakowalo. Sam pozbawilem sie cnoty, czyli bylem juz niecnota.

To bylo epokowe odkrycie. Moze moja palka jest zartem ale dupa jest boska. Szparka, której wiecznie malo. Ona pulsuje, zaciska sie i drzy, witajac kazdego goscia, który tu zabladzi. Tak sie zaczal pierwszy sezon “dupnego festiwalu”. Pragnalem ja wypychac, wypelniac i dopychac. Zatkac czyms ujscie tej zarlocznej na doznania rury. Wiedzialem, ze jestem „Albin dziura do zapchania”. To bylo moje przeznaczenie, moja karma. Po tygodniu wpychalem trzy palce po klykcie, siadalem na dloni, by bylo glebiej i pelniej. Pózniej przeszedlem na weganizm. W moim odwloku rosly warzywa: marchewki, pietruszki i pory. W marzeniach upychalem tam arbuzy i dynie. Jednak tak naprawde marzylem o wielkim, miesistym, cieplym i zywym kutasie, który by hardo ja rozbijal na czesci, by ja otwieral szeroko, ukazujac rózowa przestrzen srodka, by pompowal w nia bezlitosnie swoje soki, by z niej sie one wylewaly, splywajac na moje jaja. To o tym marzylem!!! Jak ja nienawidzilem miejsca, w którym mieszkam, skad ja wezme slodkiego fiuta do mojej dziury?

Któregos dnia pod prysznicem, moje pupsko mialo romans z dorodnym porem. Pan Kutas oddal ostatni wystrzal. Por byl zmaltretowany, raczej nie nadawal sie juz, do gotowania na nim rosolu. Sprawdzic chcialem, jak sie ma mój otwór po gwaltownym uzytkowaniu i czy nic tam nie zostalo z zieleniny w srodku. Postawilem stope na krawedzi wanny, kciukiem zas obracalem w strategicznym punkcie.

– Kurwa, ahhhh – wyrzucilem z siebie.

Stalo sie cos, czego sie nie spodziewalem, palec uderzyl w jakas moja czula strune. Spialem sie i po chwili znowu uderzalem palcem w to miejsce. Przezycie bylo inne, niz wszystko co do tej pory znalem. Pala sama na powrót zrobila sie sztywna, a w dupie i mojej glowie szalal orkan. Tarlem wyczuwalny guzek z zapamietaniem, a z kutasa saczyl sie samoczynnie przezroczysty, lepki plyn w ilosci, o która go nie podejrzewalem. Noga na której trzymalem ciezar ciala, drzala i sprawiala mi ból. Oddychalem plytko i skupialem sie na ekstazie, która mna zawladnela. Kilka gwaltownych ruchów kciukiem i strzelalem silnie, obficie na lazienkowe kafelki, po których powoli splywalo, wszystko to co z siebie wyrzucilem. Oparlem glowe o sciane, czulem sie, jakbym przepracowal caly dzien na ojcowym polu. Wiotczalem powoli, wyrównujac oddech, chyba dotknalem bram raju. Moja dupa, moja ziemia obiecana. Teraz wiedzialem, ze mam instrument do wygrywania symfonii uniesien. Powinienem zostac wirtuozem wiec jako pojetny, zdolny i pracowity uczen praktykowalem przy kazdej nadarzajacej sie okazji. Mój Stradivarius wymagal poznania jego budowy i wlasciwosci.

Metoda prób i bledów doszedlem do perfekcji, w przygotowaniu instrumentu, przed cwiczeniem szybkich pasazy palców. By gra byla przyjemna, trzeba sie pozbyc zbednego balastu. Nie da sie tego wydlubac, trzeba sie wyplukac. Waz od prysznica okazal sie niezastapiony. Oczywiscie, ze bylem tak glupi, iz poczatkowo serwowalem sobie niekonczaca sie sraczke. Zachlanny na nowe doznania wlewalem w siebie cysterne wody, co konczylo sie godzinna okupacja muszli klozetowej. Metoda malych kroków wypracowalem odpowiednia procedure. By miec udana zabawe, musialem miec miejsce i czas. Moja sala koncertowa stala sie toaleta i czas wieczornej kapieli. [/i ]

Dzis jako, ze ziab bylem wczesniej w domu, matka gotowala i ogladala swoje seriale, ojca ani Piotra nie bylo jeszcze w domu. Andrzej wyjechal na studia, mieszka w w Warszawie, akademik „Cezar” przy ulicy Nowoursynowskiej. Jest studentem wydzialu melioracji na SGGW-AR. Jak sam mówi „melioracja zawód wielki, suszy rowy i butelki”. Piotr, wraz z jego wyjazdem, stal sie melancholijny. Widac, ze bardzo teskni za bratem. Mnie tez jest nieswojo i troche smutno. Nawet rano nikt sie ze mnie nie nabija. Teraz kilka razy w nocy budzily mnie halasy, to Piotr pozwalal sobie robic dobrze. Teraz co wieczór udawalem, ze szybko zasypiam, by sobie posluchac i moze cos tam dojrzec w ciemnosci. Piotr swój spektakl zaczynal powoli, z czasem ciezko sapal, potem ogarniala go furia, bo trzepal szybko i glosno. Dyszal, a na koniec jeczal i tracil oddech. Potem lezal kilka minut w bezruchu. Choc moze to niemoralne ale lubie go podgladac. Oczywiscie wtedy cichutko bawie sie swoim siurkiem i tez sie spuszczam w pizame. Jak kogos interesuja faceci, to nie ma znaczenia, czy to brat, czy swat. Chetnie bym sobie popatrzyl, jak to robi bez tej kolderki i w pelnym swietle. Jezeli mam byc szczery, to i tak nie raz zlizywalem z boksów Piotra i Andrzeja pozostalosci soków. Nie mówiac o tym, ze przy szybkim walonku w kibelku, wachalem ich majtaski. Tak to sie zdeprawowalem po letniej przygodzie z Edwardem.

Teraz lezalem w wannie, stopy opieralem o jej krawedzie, bylem rozwarty. Woda przyjemnie ciepla, a w moim tylku trzonek od mlotka, którym poruszalem powoli. Wpychalem go do konca, by miec to boskie uczucie pelnosci, rozepchania. Cudowna mieszanina lekkiego dyskomfortu, polaczona upojna uciecha. Tak mi jest dobrze, móglbym byc tak napelniony caly dzien i noc. Powoli wysuwam z siebie przedmiot, by szybko i silnie wepchac go z powrotem. Uwielbiam gdy moje wnetrze drzy, a koniec trzonka uderza gdzies w spód zoladka. Czasem przyspieszam, czasem zwalniam swoje ruchy. d**ga dlonia masuje jajka i korzen kutasa, rozplywam sie w tej uciesze. Mialem juz jeden orgazm ale wcale nie mam zamiaru konczyc tej frajdy. Przyszedl czas, by ten krater atakowaly palce.

Wanna to nie jest komfortowe miejsce do takich zabaw ale innego nie mam. Odwracam sie na bok, zarzucajac jedna noge na brzeg wanny, wpycham do swej jamy trzy palce, uformowane w trójkat, chcialbym zmiescic tam wiecej ale mimo wysilków dlon sie zatrzymuje. Przymykam powieki i zaczynam sobie wyobrazac wielka, meska gruche, która brutalnie rozwierca moje wnetrze. Marzy mi sie gigantyczny chuj, który pozbawi mnie przytomnosci. Teraz tylko kciuk masuje moja prostate, a myslami uciekam do mojego ukochanego watku literackiego. Tak, ja pragne byc Azja Tuhajbejowiczem, nadziewanym na pal przez mlodego Nowowiejskiego. Ten fragment z powiesci Sienkiewicza zawsze mnie pobudza. Juz dochodze, palec wyczynia sensacje z moim gruczolem, który intensywnie pobudzony, pompuje na zewnatrz sluz.

– Synus, dlugo jeszcze, bo musze do srodka – krzyknela matka zza drzwi, znieruchomialem, nabierajac powietrza.
– Juz koncze, zaraz wyjde mamo – powiedzialem, starajac sie brzmiec naturalnie.
– Co ty tam tak dlugo robisz, synus?
– Wygrzewam sie, bo zmarzlem.
– Jak wyjdziesz, to zjedz te pyzy, prosze!
– Dobrze mamo – mówilem, wychodzac z wanny. Kilka minut zajelo mi doprowadzenie do porzadku siebie i pomieszczenia.

Niepocieszony takim obrotem spraw wyszedlem z lazienki, schowalem mlotek i udalem sie do kuchni, by w koncu zjesc te cholerne pyzy.

Kilka dni przed Andrzejkami odplywalem w myslach, kreslac scenariusze erotyczne. Po powrocie ze szkoly kladlem sie na lózku, zakladalem sluchawki od walkmana, którego sobie kupilem na szesnaste urodziny i sluchalem plyty Michaela Jacksona „Dangerous” z moim ukochanym „Will You Be There” i „Black or White” Backstreet Boys, czy Wham!. Piotrek slucha disco-polo, a Andrzej jest rockowy, wiec wspólnie sluchalismy jedynie notowan „Listy przebojów programu trzeciego”. Muzyka pozwalala mi, wylaczyc sie i marzyc. Moje rozbudzone libido domagalo sie spelnienia. Wymyslalem historie, które moga sie zdarzyc w ten piatkowy wieczór. Robilem przeglad szkolnych przystojniaków, przywolywalem ich obrazy z pamieci. Na czele listy byl o rok mlodszy Lukasz i o rok starszy Andrzej. Lukasz to taki fajny byczek, szatyn o twarzy aniolka, nigdy go nie widzialem z zadna dziewczyna, wiec moze cos jest na rzeczy? Z takim chlopakiem fajnie, by bylo miec swój pierwszy raz. Nie mialem jednak pomyslu, jak do niego zagadac. Co, mialem sie zapytac „ruchasz sie?”. W odpowiedzi pewno otrzymalbym fange w nos. Ale pomarzyc zawsze mozna, wiec marzylem sobie, ze jego silne ramiona obejmuja mnie, a jego pala rozrywa mój srodek. Chcialem byc w jego w zelaznym uscisku, czuc sie stlamszony, osaczony i nim wypelniony. Ach, te wizje ale jak one sie maja do rzeczywistosci?

Realnie to mialem kolezanki, które nie rozbudzaly we mnie zadnego ognia. Ot, fajnie sie z nimi gadalo, wlóczylo sie po miescie dla zabicia czasu, ale nic poza tym. Czasem cos ciekawego opowiadaly o swoich intymnych sprawkach, wiec wiedzialem jakiego ma Marek i ze szybko dochodzi, ze Jurek to brudas i nie dba o higiene. Zreszta ci goscie, byli na bardzo odleglych pozycjach mojej listy marzen.

Co innego Andrzej, on królowal chyba we wszystkich mlodocianych snach dziewczat oraz chlopców, którym podobala sie wcale nie plec przeciwna. Twarz gwiazdy filmowej i boskie cialo. Najprzystojniejszy gostek w szkole i chyba nie tylko. Prowadza sie niestety z Elka, laska z ogólniaka. Mozna by rzec piekna para. Ona szczupla blondynka, o duzych zielonych oczach, przy tym bardzo zgrabna. Nie powiem, w swoich marzeniach zazdroscilem jej takiego chlopaka. On moze mial ze sto osiemdziesiat dwa centymetry wzrostu, szatyn o gestych wlosach, naturalnie lekko skreconych, przystrzyzonych krótko, po mesku. O Andrzeju mozna mówic duzo, przygladam mu sie juz ponad rok. Gwiazda szkoly, wiecznie otoczony wianuszkiem wielbicielek i przydupasów. Ten towar, który sie przy nim kreci, na pierwszy rzut oka oceniam na zero, w skali od zero do dziesiec. Panny w typie „swinka z rusztu”, wysmazona na solarce, tipsy, doklejane klaki, wiecznie glosne. Kolesie, to typowi kreszowcy, wielokolorowe, tandetne dresy z bazarku, noszone na okraglo przez caly tydzien, z zaniedbana cera, smierdzacy fajkami, ciagle pohukujacy. Takie jest oto otoczenie gwiazdy. No i ona blyszczy na tym tle, a wszystkie odrzuty chlona jej lsnienie. On zas jest inny, twarz jak z amerykanskiej reklamy. Zarysowane kosci policzkowe, lekko zadarty nos, blekitne oczy w ciemnej oprawie i niebywale harmonijne zbudowane cialo. Nie raz go obserwowalem jak gral w noge na boisku. Zbudowany jest sam z siebie, nie przez silownie: umiesniona klatka piersiowa i barki, waska talia, apetyczna pupa, nogi pokryte delikatnym ciemnym meszkiem, cienkie w pecinach, a nad nimi cudowne umiesnione lydki. Jest jeszcze jeden szczegól, który rzuca sie w oczy, a mianowicie mocno wypchane krocze. Niestety, pewno nie bedzie mi dane, poznanie zawartosci jego bielizny ale to jeszcze bardziej rozpala moja wyobraznie. Widac tez po nim, ze ma inny gust. Nosi jednokolorowe bluzy od markowych dresów i dzinsowe spodnie. To jest facet dla mnie. Niestety, o rok starszy i w klasie o profilu technicznym. On nawet nie wie o moim istnieniu, na dokladke ma urodziwa laske. Ah pech! Ale moja wyobraznia pozwalala mi tonac w objeciach, to Andrzeja lub Lukasza. Ot, jestem taki marzyciel, z ciagle sterczacym fiutem.

Przyszedl oczekiwany piatek. Rano nie bylem w zbyt dobrym nastroju, bo listopad i pogoda pod psem. Zdawalem sobie sprawe, ze moje szanse na utrate dziewictwa w andrzejkowy wieczór, sa równe zeru. Choc szkolna „dyska” jest ciekawsza propozycja na wieczór, niz siedzenie w domu i sluchanie muzyki, czy patrzenie w ekran telewizora. Przynajmniej dupsko wytrzese rytmicznie. Cóz, uwielbiam tanczyc. Spedze wieczór z dziewczynami, a potem noc u ciotki Krysi. Wczoraj spakowalem torbe, bo po lekcjach juz nie wróce do domu.

Wstalem wkurwiony, Piotr podobnie i wymienilismy miedzy soba rutynowe ”pierdol sie” na dzien dobry. Znowu wialo i padalo, wiec wyszedlem z domu w ostatniej chwili i malo nie spóznilem sie na autobus. W szkole zas rutynowa nuda. Umówilem sie z dziewczynami na godzine szesnasta. Po zajeciach pojechalem do ciotki, gdzie wzialem prysznic. Ubralem nowe spodnie Levis’a, biala podkoszulke, flanelowa koszule w bialo-niebieska krate, granatowym swetrem z cienkiej dzianiny przewiazalem sie w pasie. Bylem prawie gotowy, jeszcze tylko “Joop”, by roztaczac przyjemna won. Jak na mó gust, to sa idealne perfumy na wieczorne wyjscie, niezwykle intensywne i trwale. Na nogi czarne pólbuty martensy, a na wierzch zielona kurtka flyers z pomaranczowa podszewka.

Wysiadlem z autobusu i zobaczylem Anke, Kaske i Justyne. Palily papierosy i przestepowaly z nogi na noge. Podchodzac do dziewczyn przywitalem sie:

– Czesc panienki, pizdzi, co?
– Kurwa, ile trzeba na ciebie czekac, niedzwiadku – rzucila Justyna.
– Chujku, nie mamy czasu, a ty sie spózniasz dobre dwadziescia minut – obruszala sie Kaska.
– Czasu to mamy w chuj, laseczki – odpowiedzialem.
– Nie mamy, trzeba zrobic podklad pod „deske” – perorowala Anka.
– Jaki podklad? Macie kosciolowe tapety na buziaczkach – odpowiedzialem.
– Podklad w sensie … e , a wyskakuj z kasiory, kupujemy dwa winczaka, a ty lec do kiosku i kup plastikowy kubeczek – zgasila mnie Justyna.
– Laski, ja nienawidze alkoholu – oponowalem.
– Oj, tam pierdolisz, trzeba cos wlac na smialosc i luz przed impreza – dodala Kaska.

Po dziesieciu minutach szlismy do „Malpiego gaju”, czyli parku kolo Drzewnej, by rozpic koszmarne wino „Bangkok”. Z etykiety tego trunku usmiechala sie do nas cytata, rozneglizowana panienka, a we mnie od tego widoku i swiadomosci, ze nie wykrece sie od kosztowania tego napoju, zbieralo sie na mdlosci. „Boze za jakie grzechy? Mialo byc przyjemnie, a robi sie masakra” myslalem, idac z dziewczynami w kierunku samotnej lawki. Anka przejela butelke, z duza wprawa pozbyla sie plastikowego korka. Nalala zóltawy plyn do plastikowego kubka, który normalnie sluzy jako naczynie do plukania zebów. Podala mi szklanke z chytrym usmieszkiem, mówiac:

– Pij, pizduniu. Zobaczymy jaki jest z ciebie chlop.
– Dziewczyny ja sie porzygam, jak to wypije… – zajeczalem.
– Nie pierdol, tylko pij i to na biegu. Wiesz hola, hola, siup kontrola – rzucila Kaska.

Pelen obaw wzialem do ust kubek z winem. Obrzydliwy zapach stechlych owoców, smak nadgnilych wisni z czyms jeszcze, powodowal, ze pilem to z duzym niesmakiem. Czulem jak obiad ciotki przewraca sie w moim zoladku. Gdy skonczylem szumialo mi w uszach i walczylem z odruchem wymiotnym. Dziewczyny rechotaly, Anka klepala mnie po plecach, mówiac:

– Albin, ty miekkim chujem jestes robiony. Chlop, a pizda.
– To bylo obrzydliwe dziewczyny. Chyba gorsze niz wódka.
– Pierdolisz – powiedziala Justyna, wychylajac duszkiem kubek zlocistego plynu.
– Kochanienki ucz sie! Wkraczasz w doroslosc – dodala Kaska, wlewajac mi kolejna porcje owocowych szczyn.

Nastepny kubek jabola mój organizm przyjal z godnoscia, juz mnie tak nie podbijalo. Po kilku minutach zrobilo sie jakos dziwnie wesolo. Nawet pogoda przestala nam przeszkadzac. Palilismy papierosy, dopijalismy wino, a dziewczyny wyraznie rozluznione snuly plany ataku na dzisiejszy wieczór. Jedna przez d**ga dzielily sie opiniami na temat facetów ze szkoly i któremu warto by bylo dac. Dopytywaly sie, która laske zamierzam dzis wyrywac. Ja cos krecilem, ze jeszcze nie wiem, ze moze kogos z pierwszej klasy. Choc w glowie mialem swoje typy ale nie moglem im tego wyjawic.

Opuszczalismy park w dobrych nastrojach, podlanych tanim winem i kierowalismy sie w strone szkoly. Gdy bylismy juz na miejscu, trwala tak zwana czesc artystyczna. To cos, to w zamierzeniu dowcipna interpretacja andrzejkowych obyczajów, ale niestety wialo nudna i pizdzienka, z gatunku wcale nie smieszne. Mnie zas bylo bardzo goraco. Czulem jak zarzucam tylkiem przy kazdym kroku, chwilami tracac kontrole nad swoimi ruchami. Po kilkunastu minutach, zaczely sie tance, dziwnie napakowany energia i pozbawiony wszelkich oporów, wyginalem sie jak piskorz na parkiecie.

Niestety, nic co piekne nie moze trwac wiecznie. Najpierw poczulem, ze mam w glowie mlynek, potem ciagle odbijalo mi sie wino „Bangkok”, a na koniec zostalem przechwycony przez „Gruba Berte”, czyli kolezanke z kasy. Beata, bo tak miala na imie, to mala bardzo grubsna sztynka o wylupiastych oczkach i duzych cycach. Przylgnela do mnie mocno, lapiac mój tylek w dlonie, ocierala sie o mój tors ogromnym biustem w rytmie muzyki. Jej dlonie wedrowaly z mojej dupy na plecy i z powrotem. Czulem sie uwieziony w jej mackach, bylo goraco wiec jej spocone cialo parowalo mieszanka zapachów, które nie byly przyjemne. Tanie perfumy o ostrej kwiatowej woni mieszaly sie z odorem spoconego cielska. W glowie szumial mi alkohol, a w nozdrza uderzal ten koktajl smrodu. Czulem, ze wino „Bangkok” ma zamiar wydostac sie z moich wnetrznosci.

– Beata, przepraszam, ja musze do kibla. Opilem sie wina i jest mi niedobrze – wykrzyczalem jej do ucha, wyrywajac sie z okowów jej rak. – Bardzo przepraszam – widzialem jej zawiedziona mine. Odwrócilem sie na piecie i chwiejnym krokiem przebijajac sie przez cizbe tanczacych, dotarlem do wyjscia. „Oz, kurwa, zeby zdazyc do kibla” myslalem goraczkowo, biegnac korytarzem, a potem po schodach. Zaciskajac sila woli przelyk, dopadlem do drzwi kabiny i praktycznie w locie rzucilem pierwsza salwe pawia, celujac w muszle klozetowa. „Jaka ulga” przelecialo mi przez glowe. Potem wyrzucilem z siebie jeszcze dwa potezne strumienie cholernego winczaka, wymiesznego z kotletami ciotki. Kilka krótkich zrywów i podrygów zoladka, szczególnie bolesnych, poniewaz nic juz z siebie nie moglem wyrzucic, przywracalo mi swiadomosc. Tylko z ust wydobywala sie dluga nitka gorzkiej sliny. Otarlem ja skrawkiem papieru toaletowego i chwiejnym krokiem podszedlem do umywalki. Najpierw plukalem zimna woda jame ustna i gardlo, by pozbyc sie niesmaku, potem obmylem twarz i wrócilem do kabiny. Usiadlem na desce klozetowej, glowe oparlem o boczna scianke. Swiat wirowal w mojej glowie, czulem sie fatalnie i wspomnienie zapachu Berty oraz jej lap wedrujacych po moim ciele, przyprawial mnie o dreszcze. Przymknalem oczy i gdzies musialem odplynac.

Ocknalem sie, slyszac jak ktos w kabinie obok oddawal mocz. Nie mialem ochoty opuszczac swojej kryjówki. Bylem potwornie zmeczony, dobiegaly mnie przytlumione odglosy andrzejkowej zabawy. Planowalem wyjscie. Nie mialem ochoty nikogo widziec, a szczególnie Beaty i dziewczyn. Problemem bylo to, ze bylem jeszcze pijany, a bylo stosunkowo wczesnie wiec pewno musialbym rozmawiac z wujostwem. Na spacer bylo za zimno i nie mialem sily. Postanowilem, ze posiedze tu sobie jeszcze z godzinke, myslac o przyjemniejszych rzeczach niz taniec z „Gruba Berta”, czy picie taniego wina.

Kiedy oczy mi sie same zamknely, a glowa opierala sie o boczna sciane kabiny, z drzemki wybudzil mnie halas, otwierajacych sie drzwi do kibla i glosy chlopaków.

– No, ale, kurwa, to glupia cipa – powiedzial ktos.
– A ty, kurwa, co myslales? Ze ona kapsko ci wystawi, bo z nia zatanczyles? – dodal ktos inny.
– Pierdolicie Hipolicie, trzeba bylo nawijac, slodkie slówka, ze od miesiaca tylko o niej myslisz, a nie po dziesieciu minutach, gdy nawet jej jeszcze nie przelizales, proponowac ustawke na schodach przy strychu. Jebniety jestes i tyle w temacie – ten glos znalem, to byl Andrzej.
– No, ale, kurwa, wszyscy wiedza, ze to kurwa i daje na lewo i prawo kazdemu – odezwal sie pierwszy glos.
– Kurwa, ja ide szczac, a wy juz polewajcie, bo mnie dzis moja wkurwila, wydymala mnie i nie przyszla. Kurwa, ksiezniczka! Ona przeciez do zawodówki na impreze nie przyjdzie! Jebac ja! – to byl glos mojej fascynacji seksualnej. Po chwili wszedl do kabiny obok i slyszalem jak z jego kutasa leje sie mocny strumien moczu. Szkoda, ze sciany miedzy kabinami sa murowane i nie ma w nich zadnej dziurki, by mozna bylo go podejrzec. Chwile to trwalo, nim skonczyl. Slyszalem jak odrywa kawalek papieru toaletowego, pewnie do wysuszenia glówki kutaska i dzwiek zamykanego zamka blyskawicznego. Potem juz tylko szum splukiwanej wody i trzasniecie drzwiami kabiny.

– O ja pierdole, Marek cos ty za gorzale kupil? – uslyszalem glos Andrzeja.
– No jaka, jaka? Ruska. Dobra, bo tania. I mamy literka w cenie polówki – odpowiedzial Marek, którego kojarzylem jako wysokiego blondyna z nieciekawa cera.
– Co sie cykasz Andrzejku? Jest butelka, jest impreza i starczylo na duza butle Fanty – odezwal sie trzeci glos rechoczac.
– Kurwa, panowie, ale my sie tym usmarujemy równo i do obucha – przesadnie oburzal sie Andrzej.
– A wy panowie teraz mozecie mistrza Ireczka wycalowac po dupie – dodal ten trzeci. – Czary mary i mamy szklanke.
– O ja pierdole, jaki zaradny, ale po dupie caluj sie sam, jak potrafisz – recholal blondyn. – Moze ty jak pies i jaja sobie lizesz.
– Marek zaraz ci przypierdole, w ten rozhahany ryj! Nie jestem czlowiekiem guma, sam pewnie sobie kutasa usteczkami obciagasz. Polewaj, bo sie sciemnia.
– Kurwa, Marek nie po pól szklany, bo kora tu zdusimy.
– Oj, panienki, walimy nasze kawalerskie – wyraznie podniecony tokowal Marek „Polejwóda”.
– Co to za gorzala?
– „Kremlowska”, czy jakos tak.
– Ja pierdole, to „karbidówka” zebysmy nie poslepli.

Siedzialem w kabinie z ciezka glowa, swiat ciagle mi wirowal, tak samo jak sciskal sie mój zoladek. Bylo mi niedobrze. Opieralem glowe o zimne kafelki sciany kabiny. „Kurwa” – myslalem – „ile tu oni beda siedzieli?”. Ta muzyka dochodzaca z dolu, ich gadanina, glupie dowcipy, dym papierosowy, to wszystko szumialo mi w glowie. Wszystko, co ze mna sie dzialo w tej chwili, bylo odrealnione. Mialem wrazenie, ze siedze gdzies oddzielony od rzeczywistosci, ksztalty przed moimi oczyma zmienialy wlasciwe proporcje, to wydluzaly sie, to kurczyly, falujac. Dobiegajace z zewnatrz slowa pohukiwaly echem w mojej glowie, a slowa zatracaly swój sens, odbijajac sie bólem pod czaszka. Czasami otwieraly sie drzwi do toalety: ktos wchodzil do sasiedniej kabiny, oddawal to do czego zmuszala go matka natura i wychodzil. Ktos lapal sie na „dziobka” u biesiadujacych na pa****cie, a ja trwalem w pozycji siedzacej. Moje cialo stracilo witalnosc, najchetniej bym sie tu polozyl, spal ale resztki swiadomosci mówily mi, ze musze wrócic na Poludnie do ciotki. Czas sobie mijal w swoim rytmie, a ja powoli odzyskiwalem swiadomosc. Kabina nie byla juz taka klaustrofobiczna. Sciany przestaly falowac, a z rozmów toczacych sie przy pa****cie docieral do mnie ich sens, choc ich slowa zaczynaly plywac, a czasem potykac sie, slychac bylo juz wplyw alkoholu.

– A znacie to, przychodzi facet do lekarza i mówi: Panie doktorze mam problem, ciagle sobie przydeptuje chuja obcasem. Jest tak dlugi, ze przez nogawke ciagle mi wypada.

– No, nie pierdol, hahahahah tez takiego chce!

– Pewnie Ireczku, bo ty masz karzelka nie kutasa! – Irka trzeciego biesiadnika, nie potrafilem skojarzyc z twarza.

– Kurwa, wara od mojego fiuta, nie widziales go wiec nie pierdol!

– Kurwa bo kawalu nie skoncze, przestancie! I doktor facetowi kazal go okazac, faktycznie byl bardzo dlugi i mial podrapany leb. Doktor mówi do pacjenta: mozemy Panu go skrócic. Facet mówi: dobra ale to niegrozna operacja, co? Doktor odpowiada ze tak. Po tygodniu gosciu nieprzytomny lezy na sali, gotowy do operacji, a doktor ma watpliwosci: o ile go uciac? Wiec pyta pielegniarki: jak pani sadzi o ile mu tego penisa skrócic? Pielegniarka zas odpowiada: ja to bym mu nogi wydluzyla.

– Hahahahaha nie pierdol, nogi wydluzyla!

– Znam lepszy – poznalem glos Andrzeja. – Przychodzi facet do lekarza i mówi: panie doktorze, mam fiuta jak niemowle. Lekarz patrzy i mówi: nie wierze, niech pan pokarze. Facet zdejmuje spodnie i rzeczywiscie: piecdziesiat szesc centymetrów i trzy i pól kilo.

– Kurwa, kurwa, kurwa hahahahaha dobre, no ja pierdole, trzy i pól kilograma hahahaha!

– Hahahaha, ja tez chce miec takiego fiuta hahahaha!

– Ja z innej beki – poznalem glos Irka. – Ksiadz odwiedza w Londynie swojego bylego wikarego na misji. Anglia to nie Polska, i nie ma na plebanii takich wypasionych wygód jak w kraju. I wikary mówi do ksiedza: – Panie proboszczu, noclegi w hotelu zamówilem. To taki skromny hotel typu „bed and breakfast”. On znajduje sie dwie przecznice stad, trzeci budynek po lewej. Teraz mam msze, czy ksiadz sobie poradzi? Proboszcz poszedl, ale wszedl przecznice dalej niz powinien. Wchodzi do hotelu, a na recepcji pytaja: – Jaka serwowac obsluge? Meska czy damska? Oj, Boze – odpowiada proboszcz – oczywiscie, ze meska! Recepcjonista sie odwraca i krzyczy – John myj dupe, ksiadz-pedal przyjechal!

– Hahahahahahahah dobre, myj dupe hahahaha, pedal hahahaha – to byl glos Andrzeja.

– Znam lepszy – odezwal sie Marek – Na moscie stoi samobójca. Juz ma skakac, a czuje dlon na ramieniu, okazuje sie ze za nim stoi Swiety Mikolaj. I Mikolaj mówi: – Chlopcze, co ty chcesz zrobic? Zycie jest piekne. Chlopak odpowiada: – Gówno prawda, zycie jest do chuja niepodobne. Stracilem robote, nie mam gdzie mieszkac, a dzis rzucila mnie dziewczyna! Mikolaj zas mówi – Odmienie dzisiejszej nocy twój los, ale musisz stad zejsc do mnie i przestac myslec o samobójstwie. No i Mikolaj z gostkiem tak gadali, az chlopak sie z nim zgodzil, wyplakal sie w rekaw. Swiety w pewnym momencie mówi chlopakowi: – By odmienic twój los, jest jeden warunek, musisz mi zrobic laske z polykiem. Chlopak znowu gramoli sie na barierke i mówi, ze nie jest pedalem i w ogóle. Ale Mikolaj go znowu przekonal i powiedzial: – Przeciez nikt sie nie dowie, a ja jestem Swiety Mikolaj i to nie grzech, a wola swietego i próba wiary. Chlopak sie zgodzil i pod mostem obrabia pale Mikolajowi. Ten glaszcze go glowie, spuszcza mu sie do ryja i mówi do chlopaka: – Taki duzy i wierzy ciagle w Swietego Mikolaja.

– Hahahahaha, ja pierdole, hahaha, ja tam nie wierze w Swietego Mikolaja – slyszalem Andrzeja.

– Hahaha, ja nastepnym razem powiem jakies cipce, ze jestem Mikolajem i jezeli chce doznac cudu, to niech sie bawi moim pastoralem hahahaha – darl sie Irek.

– No dobra panowie, to konczymy, zostalo po „dzubasie” i spierdalamy stad, trzeba wypierdalac do domu i tak dzis nie zakutasimy, a mnie gorzala zaczyna rozpierdalac – konkludowal Marek.

– Dobra polewaj i spadamy.

– Za pastoral Swietego Mikolaja, bach! Ogon w piach!

Tak przy pa****cie konczyla sie impreza, ja zas zbieralem mysli i sily. Musialem przeciez dotrzec do domu ciotki i wyjsc niepostrzezenie. Ale jak to zrobic? W myslach kolatalo sie to pytanie, przeciez wciaz bylem pijany. No i ta droga na Poludnie. – Kurwa, jestem jednak cienka cipa – myslalem, te laski wypily tyle samo, a po nich splynelo. A ja? Cacy ujebany, ledwo siedze.
Chlopaki sie zbierali, cos tam rozkminiali o lasencjach, samochodach. Z odretwienia wyrwal mnie glos Andrzeja.

– Dobra, to ja jeszcze honorowo oddam mocz, do poniedzialku, siemka.

– Tylko tu nie zasnij, my za dziesiec minut mamy czerwoniak, „dozobo” w poniedzialek.

– To bierzcie ze soba ten pusty butel, by afery jakies nie bylo – dodal Andrzej.

Jakies odglosy szurania, gadania, pozegnania, urywki rozmowy, otwieranie zamykanie drzwi, glosniejsza muzyka, a teraz znowu bebnienie sekcji perkusyjnej, ciezkie westchnienie i kroki. Znowu otwieraja sie drzwi ale do mojej kabiny i widze w reku grubego, dlugiego, bialego kutasa wystajacego z rozporka i oglupiala twarz Andrzeja.

– Kurwa, sorry – powiedzialy przerazone usta i oglupiala twarz Andrzeja, z tym fiutem na wierzchu, tak szybko zniknal z mojej kabiny jak sie w niej pojawil – Kurwa, zamyka sie drzwi do kabiny, gostku – krzyknal zza sciany.

– Kurwa, przepraszam – wyrzucilem z siebie i kumulujac wszystkie sily w miesniach, wytoczylem sie z kabiny. Nie przewidzialem jednak tego, ze zarzuci mnie w polowie drogi na zakrecie i ze Andrzej tez nie zamknal drzwi do swojego przedzialu. Efektownie wpadlem na jego plecy, a on malo nie uderzyl glowa w sciane za kibelkiem. Jakims cudem powstrzymal nadany jego cialu impet wolna reka, bo w d**giej trzymal swoje berlo, z którego toczyl sie mocz. Odruchowo odepchnal mnie tylkiem, a ja znowu stracilem równowage. Sila odrzutu byla tak znaczna, ze wypadlem z kabiny i uderzylem plecami o sciane toalety, osuwajac sie w dól na podloge.

– No ja pierdole, kurwa, co za pojeb, zabije cie gostek, kurwa, zalalem sobie spodnie – dobiegaly do mnie slowa wscieklego chlopaka – Jak, kurwa, jestes najebany to siedz na dupie! Pierdolona, pijana, meska menda – ciagnal dalej, ja odzyskiwalem ostrosc wzroku i widzialem skulona do przodu sylwetke i ostry strumien moczu miedzy nogami.

– Przepraszam, ale mnie zarzucilo na zakrecie i sam mówiles, ze drzwi trzeba zamykac – belkotalem cos na swoje usprawiedliwienie. On lal, ja patrzylem. Skonczyl, widac bylo jak potrzasa fujara, urwal kawalek papieru toaletowego i wycieral nim glówke, potem chowal w majtki i spodnie swoje narzedzie, w koncu sie odwrócil. Patrzylem na to z pozycji podlogi, znowu nie mialem sily by sie ruszyc. Widzialem w jego twarzy wscieklosc, podszedl do mnie powoli i wycedzil.

– Pojebancu, co ty odpierdalasz? Mam cie zajebac, bys jutro nie poznal swojej facjaty w lustrze? – schwycil mnie za koszule i podniósl do góry, przyciskajac lokciem do sciany. Patrzyl na mnie z góry tymi pieknymi oczyma, choc widzialem w nich zlosc. Ja zas zamiast sie skulic i przygotowac na jakis cios, przewrócilem oczyma i zaczalem sie smiac jak glupi – Kurwa, mendolazo zaraz ci jebne w czolo!

– Pijany jestem, przepraszam, nie chcialem, ale to smieszne bylo, no wiesz twój kutas przed moim nosem, a potem ja na twoich plecach – i znowu rechotalem. On staral sie byc grozny, mocniej przyciskal mnie do sciany ale teraz juz calym cialem, zblizyl swoja twarz do mojej tak, ze czulem jego alkoholowy oddech. Mnie zas bylo bardzo przyjemnie i nie odczuwalem zadnego strachu.

– Kurwa, zryty skurwysyn, to w ogóle nie bylo smieszne, kurwa – jego parcie na mnie ustapilo, odsunal sie na pól kroku i patrzyl na mnie z jakas litoscia i zaciekawieniem – Gdzies ty sie tak usmarowal?

– Gdzie na twarzy? Mozliwe, bo rzygalem – odpowiedzialem rezolutnie.

– O ja pierdole, jaki przyglup, pytam sie gdzie i z kim sie tak napierdoliles ?

– Z dziewczynami w parku, winem marki Bangkok, a potem Gruba Berta wyrwala mnie do tanca i strasznie sie pocila i smierdziala. Ona mnie macala, wyrwalem sie tu i rzucilem pawia. Zasnalem, potem wy przyszliscie i tak jakos zlecialo – wyrzucalem z siebie bezwladnie slowa, a na jego twarzy pojawial sie usmiech – dalej, wiesz, twój kutas, no i ciagle mnie jeszcze zarzuca.

– Kurwa, slaby zawodnik z ciebie, choc na pa****t, otworze okno, to troche wytrzezwiejesz, musisz jakos normalnie wyjsc ze szkoly, by przypalu nie bylo – to po powiedziawszy mocno schwycil mnie za ramie i poprowadzil do okna, otworzyl je, a chlodne powietrze uderzylo w moje cialo.

Siedzielismy na pa****cie. Ja trzaslem sie z zimna, on patrzyl na podloge. Nie odzywal sie. Wydawalo mi sie, ze teraz on zaczyna odplywac, ze wypity przez niego alkohol zaczyna swoje magiczne dzialanie. W pewnym momencie siegnal do kieszeni swojej kraciastej koszuli i wyciagnal paczke czerwonych Marlboro. Jednego papierosa wsadzil sobie w usta i go przypalil. Zaciagnal sie dymem, spojrzal na mnie i zapytal – Chcesz zapalic? – skinalem glowa na potwierdzenie, on wyciagnal tlacego sie papierosa z ust i mi go podal, sam odpalil kolejna fajke dla siebie. W mojej glowie ciagle pojawial sie ten dlugi, bialy kutas, trzymany w reku, a ja zdecydowanie w ustach wolalbym trzymac tego wlasnie fiuta, nie papierosa. W koncu przerwalem to milczenie miedzy nami, taka okazja moze sie juz nie powtórzyc pomyslalem.

– To mówisz, ze twoja dziewczyna ci nie daje? – zapytalem z glupa frant.

– Ja nic nie mówie, co ty pierdolisz?

– Sam tak mówiles kolesiom, slyszalem. Ona chyba nie wie co traci, bo ja dzis te twoje cudenko widzialem. Takim fiutem to kazdemu zaimponujesz.

– Cos ty sie tak do tego chuja przyssal? Ona ma zasady. I nie podsluchuje sie cudzych rozmów prywatnych. Przyjdzie czas, to bedziemy ze soba sypiac.

– Nie przyssalem sie ale …. hum, no wiesz on wiszacy wygladal jak moje trzy – przeciez nie moglem mu powiedziec, ze chetnie bym sie przyssal.

Konczylismy palic papierosy, ktos znowu wszedl do kibla, niski grubasek z jego klasy szybko pobiegl do kabiny. Po kilku minutach wyszedl, spojrzal na nas i zapytal.

– A ty co? Teraz z dzieciakami pijesz?

– Nie, ale mu matkuje, bo sie najebal. Rzygal tu i orla wywinal – odparl Andrzej.

– No to matkuj, ja lece bo wyrwalem laseczke. Pani nie powinna dlugo czekac na swojego rycerza – otworzyl drzwi i wyszedl.

– Ciekaw jestem czy to nie Gruba Berta, bo by pasowali do siebie. Takie dwa grube kaszaloty – juz to mówiac zalowalem tej uwagi.

– A ty co? Kurwa, Leonardo DiCaprio jestes? – powiedzial i wyciagnal znowu fajki – Za dziesiec minut zrobimy test, czy nadajesz sie do wyjscia ze szkoly.

– Jak ona ci nie daje, to jak sobie z tym radzisz? Jedziesz na recznym, czy masz jakas lalunie na boku? Ja tam sie przyznaje do tego, ze mój kutas ma stycznosc tylko z moimi dlonmi, zreszta szybko sie spuszczam – nie wiem czemu mu to powiedzialem.

On patrzyl na mnie z niedowierzaniem i palil papierosa.

– No, to co masz kogos na boku – zapytalem.

– Gostek, ja ciebie nie znam i na chuj ci ta wiedza?

– No, bo o czym tu gadac, najlepiej o seksie, zreszta pól wieczoru o tym gadaliscie – ciagnalem temat, by wprowadzic w zycie szatanski plan.– Tak w ogóle to mam pewien pomysl, jak tu siedzimy i trzezwiejemy – usmiechnalem sie, nabralem powietrza w pluca i wyrzucilem z siebie – Obiecaj, ze mi nie przypierdolisz, jak cos powiem, prosze obiecaj.

– Co ty, kurwa, knuesz? – polykal litery i mówil. Wlasciwie to belkotal i kiwal sie siedzac na pa****cie, czyli wódka go rozbierala, a ja wiedzialem, ze moge to wykorzystac, by mu zlozyc niemoralna propozycje. – Dobra, móf, bo chuj, no nie bde cie bil, bo chuj ale mnie fazuje, kurrwa.

– No wiesz jak zobaczylem tego twojego kutasa, to tak pomyslalem, ze no … bym ci zrobil loda – on przestal sie gibac, zapadla cisza, a ja dalej brnalem ze swoim kretynskim wywodem, czulem jak mi serce wali, a na policzki wystepuja rumience. – No wiesz, w zyciu warto jest wszystkiego spróbowac i …

Nagle wprawil swoje cialo w ruch. Chyba chcial mi walnac na odlew albo mnie zlapac. Jego nogi odmówily mu posluszenstwa, ja zas zeskoczylem z pa****tu obserwujac jak Andrzej wywija orla i teraz podnosi sie z podlogi do kleczek. W pierwszym odruchu skoczylem do niego, by mu pomóc sie podniesc, on jednak zlapal mnie za glowe i sciagnal do siebie. Stykalismy sie czolami, kleczac na posadzce spleceni jego zelaznym usciskiem. On ciezko dyszal i zdzielil mnie z glówki w skron. Bylo to bolesne.

– Alc, miales mnie nie bic – próbowalem sie bronic. – Choc wstaniemy z podlogi – uscisk sie poluznil i wzajemnie sie wspierajac wstalismy. Andrzej odsunal sie i stal, lekko sie kiwajac, patrzac na mnie spod byka.

– Kufa, ja, no, ty pedzio jestes, czy jak – belkotal podniesionym glosem. – Chuj, ja nawet nie wiem jak ty masz na imie, kurfa zobku, co ty odpierdalasz, co?

– Albin mam na imie. A pedalem nie jestem, ja tylko chcialem tak spróbowac z ciekawosci, jak to jest – cos bredzilem, by wywinac sie z nieprzyjemnej sytuacji. – Wiesz ja … – tu spuscilem glowe grajac niewiniatko. – …jakos nie widze, zebym mial szanse na seks chyba, ze z Gruba Berta, to juz wole…No, wiesz co…

Jego oczy mimo, ze rozwodnione alkoholem wysylaly sygnal, ze zbiera sie w nich zlosc. – Gosciu, Albin, czy chuj, co ty pierdolisz. I co, mego kutasa bys obrabial?

– No, to tak yyyyyy, to by byla próba, … no ja, tego nie robilem z nikim. Jakby sie tobie, albo mnie, nie podobalo, to bysmy skonczyli – lgalem w zywe oczy. Wiedzialem, ze gdyby on pozwolil mi possac, to bym jego kutasa z ust nie wypuscil. – Przepraszam, zapomnij o tym, no tak mi sie powiedzialo, no widze, ze to glupi pomysl – gralem skruszonego, a nawet lezki pojawily sie w moich zaklamanych oczkach.

– Kufa, chua do papy ebany chce – siedzial, rozkolysany ponownie na pa****cie, a ja stalem jak zawstydzona dziewica z boku, udajac lkanie – Kufa, masz fart, ze to ja. Kto iny, by ci wjebal. Kufa, teraz ja jestem najebany, kufa.

– To mam spierdalac, czy siedziec tu z toba? Wiesz, teraz ty musisz posiedziec, bo wyjebiesz sie na schodach. No, jeszcze z godzine beda grali na dole – pokiwal glowa i siedzial. – Posiedziec, czy isc?

– A w chuj siedz, kufa. Juz mi jeden chuj. I gdzie to chciales mie obciagac? Kufa – chyba byl coraz mniej kontaktujacy.

– No tu w kabinie – i znowu slodka minka. – Tak po cichutku, wiesz drzwi skrzypia jak ktos wchodzi do kibla, to wiesz mozna wtedy, no wiesz… . No, sorry jeszcze raz, bo ty, … no tego, ze dziewczyna ci nie pozwala na, … no wiesz i tak pomyslalem jak twego, no wiesz widzialem, ze bym, no tego pomógl. Slyszalem, ze czasem chlopaki w woju tak robia – wywody godne adwokackiej gadki. Niestety, mlody pedal na prowincji, któremu testosteron uplynnia mózg, musi umiec lgac jak z nut i przy tym jeszcze grac.

– Ta, a w pierrlu to nawetw upe jeba. Kufa, ale jetem naebany. Kufa, a chuj. No, kufa uszaj dupe.

– Co mam sobie isc?

– Nieee , kufa do kabiny, obaczymy. Chuj, no bo mi sie odechce – trafilem w totka, hahaha !!! I taki niby sploszony szedlem to ostatniej kabiny, on zataczajac sie szedl za mna. Weszlismy, zablokowal drzwi zasuwka. Na zbiorniku spluczki lezala jakas gazeta. On oparl sie o drzwi i ciezko oddychal, a ja juz czulem, ze mój maly stoi i leje soki. Polozylem gazete na podloge, a na nia swój sweter. Runalem na kolana. Moja twarz byla na wysokosci jego bioder. W glowie mialem setke mysli – Co zrobic, by grac dziewice i go nie sploszyc? Sam bym mu go wyciagnal, ale udawalem niesmialego i zawstydzonego. A mój jezyk chcial sie wyrwac i oblizac lubieznie wargi. On patrzyl na mnie z góry i sie odezwal.

– Chuj, to sekret, co? Kufa, co ja obie, krfa, kurfa – i rozpinal rozporek, opuscil spodnie do kolan, uniósl koszule i zobaczylem zielone bokserki, z mocno wypchanym kroczem. – Kufa, to poebane, chuj, no a pierdole. Ty jak chujowo, to ci mówie i chuj .. stop – skinalem glowa skromnie, nie mogac sie doczekac na rozwój wydarzen. W srodku mnie sciskalo z podniecenia, jajka bolaly jakbym sobie krecil wora. – Kurde, zdejmuj te gacie szybciuchno, bo te jaja zniose – tylko o tym myslalem. On chwiejac sie lekko oparty o drzwi, wypial biodra i sciagnal bielizne. Ten szybki ruch pozbawiony wstydu, objawil mi to na co czekalem od poprzednich wakacji. Lekko oliwkowa skóra nóg i brzucha, a miedzy nimi mleczny pas skóry. Lekki zarost nóg przechodzacy przez pachwiny na jajka, by mocniej zarysowac sie na podbrzuszu i sciezka milosci prowadzaca do pepka wyznaczona delikatnym owlosieniem. A w tym wszystkim zatopiony majestatyczny kutas. Bialy, dlugi wal na kilkanascie centymetrów, swobodnie zwisajacy. Jego odznaczajaca sie zoladz, skrywana dlugim napletkiem. No i jaja duze, ksztaltne, w dlugim worku moszny. Chcialem zawyc z zachwytu, calowac i piescic, wachac ale to by odkrylo przed nim moja prawdziwa nature. Wiec jak skromna pensjonarka z wypiekami na twarzy patrzylem na to cudenko i czekalem na jego gest w bezruchu – No, kufa odechcialo sie, co?

– Nie, OK, tylko taki duzy. No, nie myslalem, ze az taki – rozplywalem sie udawanej niesmialosci. Jak to sie mówi? „A i e, bulke przez bibulke, a kutasa najchetniej cala garscia”? I tak tez zrobilem. Powoli drzaca reka go chwycilem, byl cieply i wiotki. Udajac prawiczka, i walczac ze swoja zadza, pochylilem sie niesmialo do jego czubeczka jezykiem. On gleboko westchnal. Tak, czulem ten samczy zapach i resztek dezodorantu. Pierwszy smak to ostro-slony, mimo suszenia przez niego glówki kutasa papierem toaletowym. Zawsze, nawet jak sie suszy, to pozostaje gdzies kropla moczu. Nie przeszkadzalo mi. Pamietalem smak brudnego kutasa Gawronskiego, wiec akurat ten smak byl niczym w porównaniu z tamtym. Trzymalem tego chuja w rece. Powoli moja dlon zaczela sie poruszac pociaglymi ruchami. Kutas nabrzmiewal, rozciagal sie wszerz i wzdluz. Tezal w palcach. On oddychal glosniej, a ja widzialem duzy, czerwony leb fiuta, który otwieral swoja dziurke, jakby w usmiechu i chcial powiedziec: – No, juz dawaj swe usteczka. Obejmij mnie nimi, bo chce sie zanurzyc w twoim gardle. No, chodz slodziaku – otworzylem usta, wysunalem jezyk i zaczalem go obijac wielkim czubem. Spojrzalem w góre. Andrzej mial zamkniete oczy, a ja w koncu zamknalem w swoich ustach ten wielka glowe siura. Jezykiem osaczalem go z kazdej strony, wywijajac esy floresy.

– Kurwa, o ty, ahhh – uslyszalem z góry. Glebokie westchniecia, czyli jak na razie jest dobrze. Chyba mu sie podoba. Teraz delikatnie zaczalem poruszac glowa w tyl i w przód, a wielki grzyb penetrowal moja jame ustna docierajac co chwila do granicy gardla. Teraz czulem jaki jest twardy. Nie moglem szerzej otworzyc ust. Ten wielki mega-kutas miescil sie tylko troche w ustach. Nadziewalem sie na niego z uporem maniaka, zasysalem sie na nim, po policzkach zaczely splywac lzy, a po brodzie splywala moja slina. Chuj zabieral mi co chwila oddech. Chcialem go wiecej w sobie, chcialem by Andrzej nie stal bezruchu, ale mnie brutalnie pierdolil, by przebil sie przez gardlo i krtan do przelyku. Ale musialem udawac, ze to mój pierwszy raz, ze jestem postrzelonym ale niewinnym chlopczykiem, a nie dziwka, która rozpycha w wannie swoja dupe trzonkiem od mlotka. d**ga reka zlapalem jego wielki wór z jajami, macalem, piescilem bawilem sie nimi – Kurfa, kurfa, ja pierdole, o tak, dawaj – slyszalem z ust Andrzeja. Czulem, ze w gaciach mam galarete, ze z mojej palki sacza sie soki. Puscilem trzon i tylko moja glowa rytmicznie i szybko nabijala sie na Andrzejowy wal. Uwolniona reka odpinalem swój rozporek, by mój fiut nie brudzil mi spodni – Kurwa, co robisz, nie wyjmuj kutasa bo rzygne i bedzie koniec – mówil do mnie.

Oderwalem sie od jego gnata, obtarlem rekawem koszuli sline i lzy – Andrzej musze, bo mam galarete w majtkach. Jak sie podniece, to mi ciagle leci sok, kurwa. Prosze zamknij oczy i na wszelki wypadek patrz w góre, prosze. Chyba na razie jest OK, co?

– Dobra, dawaj maly, koncz to, bo mi jaja rozerwie – moja glowa, znowu nabijala sie na czesc kutacha lzawiac sie i sliniac. Jedna reka piescila jaja, zas d**ga dodala odwagi jego biodrom. Teraz pomagal mi sie wypelniac czescia siebie, poruszal biodrami, czub ostrzej atakowal moje gardlo. Slinilem sie mocniej, czasem sie krztuszac i w koncu jego rece chwycily moja glowe. Dzialaly dwie przeciwstawne sily: dlonie które mój rozwarty ryj pchaly do przodu i biodra, które mnie ruchaly. No w koncu moja dziwkarska natura dostawala, to co lubi, ostre jebanie. Bylo mi dobrze, lubie byc narzedziem w czyichs rekach, dawac przyjemnosc komus i samemu ja dostawac. Bylo mi goraco. Mój kutas eksplodowal niepostrzezenie sam z siebie. Andrzej tego nie widzial, glosno sapal, jeczal i mnie pierdolil, choc jeszcze nie tak ostro, jakbym tego chcial. Moja paszcza wypelniala sie mieszanina sliny i slonawego sluzu. Staralem sie to przelykac, lecz czesc ciagle zalewala moja brode. Nagle jego dlonie chwycily mnie mocniej. Czulem pod palcami, ze jego jadra wedruja ku górze wiec je mocniej scisnalem. Jego chuj juz drgal i wyrzucal do gardla nasienie, którym zakrztusilem sie. Wycofalem sie troche. d**ga i trzecia salwa zalewala mi twarz – Kurwa, juz ja pierdole uuuuuuuuuu – to byl jego glos, spojrzal na mnie i zamarl na chwile – Kurwa, ogarnij sie, o ja pierdole, spusciles sie, no kurwa, zaraz sie porzygam, kurwa, co ja zrobilem? – zlapal papier toaletowy, którym wycieral jeszcze twardego kutasa, szybko sie ubral. Ja kleczalem zalany jego sperma, otworzyl drzwi i wyszedl lekko sie zataczajac, uslyszalem jeszcze wiazanke, otwieranie i trzaskanie drzwiami toalety. – To sie nazywa podziekowanie – pomyslalem i zaczalem palcami zbierac resztki jego nasienia z twarzy, a potem z luboscia ja zlizywac. Musialem troche posprzatac i sie wytrzec. Bylo cicho tylko rytmiczne dudnienie muzyki z dolu – Ha, ile tych kurewk szkolnych, by wszystko oddalo za zrobienie laski Andrzejowi – myslalem, wyszedlem z kabiny. Przemylem twarz i glowe woda z kranu, wytarlem sie swetrem i wyszedlem. Po godzinie bylem u ciotki. Gdy przyszedlem oni juz spali, ja zas nie moglem spac i rozpamietujac, to co dzis sie wydarzylo, znowu sie zlewalem.

[b ]KONIEC CZ.1 ROZDZIALU III[/b ]

Bir yanıt yazın

E-posta adresiniz yayınlanmayacak. Gerekli alanlar * ile işaretlenmişlerdir